rze! — rozwaliłbym mu głowę w jednej sekundzie... i temu przekupniowi pasztecików także, słowo honoru!“
Mowa ta, wygłoszona jednym tchem, przerwana została przez konduktora z Rochester, oznajmiającego, że „Kommodor“ odjeżdża.
„Kommodor!“ mruknął nieznajomy wstając, „w tym powozie mam miejsce. Miejsce na imperjale. Płaćcie panowie za wódkę i wodę; trzebaby zmienić banknot pięciofuntowy; w obiegu jest dużo fałszywej monety, wiemy o tem!“
I potrząsnął głową z przebiegłą miną.
Właśnie pan Pickwick i jego trzej towarzysze zamierzali zrobić pierwszy przystanek w Rochester. Oświadczyli więc nowemu swojemu znajomemu, że jadą tą samą drogą, co on, i umówili się, że zajmą miejsca ztyłu powozu, gdzie pomieszczą się wszyscy pięciu.
„Hop! Do góry!“ zawołał nieznajomy, pomagając panu Pickwickowi wygramolić się na imperjał z pośpiechem, który materjalnie naruszył zwykłą powagę filozofa.
„Pakunków nie ma pan?“ zapytał woźnica.
„Kto? Ja?“ odparł nieznajomy. „Pakiecik zawinięty w papier, to wszystko! Resztę wyprawiłem wodą! Wielkie skrzynie obite gwoździami, wielkie jak domy! Ciężkie, ciężkie, djabelnie ciężkie!“
To mówiąc, wciskał do kieszeni pakiet, owinięty w papier a zawierający, jak można było wnosić z powierzchowności, koszulę i chustkę do nosa.
„Ostrożnie! ostrożnie z głowami!“ krzyczał gadatliwy nieznajomy, gdy przejeżdżali pod jednem ze sklepień; „straszne to miejsce, bardzo niebezpieczne; niedawno: pięcioro dzieci, matka, słuszna kobieta, jadła chleb z masłem... zapomniała o sklepienu; trach! dzieci oglądają się, matka bez głowy!... chleb z masłem w ręku, a niema gęby, bo go włożyć; głowa rodziny zginęła. Okropność! okropność! Pan przypatruje się pałacowi Whitehall? Piękny pałac; małe okienka; tu także zleciała jedna głowa!... Także nie pilnował się[1]. Och! och! panowie! och!“
„Myślałem właśnie“, rzekł pan Pickwick, „o dziwnej zmienności rzeczy ludzkich“.
„A! domyślam się. Dziś wchodzi się do pałacu drzwiami, jutro wylatuje się oknem. — Pan filozof?“
„Badacz natury ludzkiej, panie“.
„Ja także, jak większa część ludzi, nie mających nic lepszego do roboty a jeszcze mniej do zarobienia. Pan poeta?“
- ↑ Karol I, ścięty na rusztowaniu przed oknami pałacu Whitehall skąd go wyprowadzono.