wzroku pogardy i litości, co wywołało jeszcze większy śmiech.
„Cicho!“ ryknęli asystenci burmistrza.
„Whiffin, wezwij, by się uciszono“, zawołał burmistrz z pompatyczną miną, odpowiadającą jego wzniesionemu stanowisku. Wezwany, powolny temu rozkazowi, wykonał drugi koncert na dzwonie, poczem pewien gentleman z tłumu krzyknął na całe gardło: „Fifine!“ co spowodowało nowy wybuch śmiechu.
„Gentlemani!“ rzekł burmistrz, nadając możliwie największą donośność swemu głosowi, „gentlemani! Bracia! Obywatele miasta Eatanswille! Zebraliśmy się dziś tu dla wyboru nowego reprezentanta na miejsce ostatniego naszego...“
Tu burmistrzowi przerwał głos z tłumu:
„Wszelkiej pomyślności panu burmistrzowi! Niech zawsze przebywa pomiędzy gwoźdźmi i rądlami, na których zrobił majątek“.
Ta aluzja do handlowych przedsięwzięć mówcy spowodowała huragan wesołości, który, przy akompaniamencie dzwonu, nie pozwolił słyszeć ani słowa z przemówienia burmistrza, wyjąwszy jednak ostatni frazes, którym dziękował słuchaczom za uprzejmą uwagę, z jaką go wysłuchano. To wyrażenie wdzięczności przyjęte zostało nowym wybuchem wesołości, trwającym około kwadransa.
Słuszny, wychudzony gentleman w białej sztywnej chustce, okrutnie krępującej mu szyję, wystąpił wtedy na arenę, wśród przerywań tłumu, radzącego mu, by posłał kogo do domu po głos, który zapewne zapomniał pod poduszką. Gentleman ten prosił o pozwolenie przedstawienia właściwej i odpowiedniej osoby dla reprezentowania w parlamencie wyborców eatanswillskich; a gdy oświadczył, że osobą tą był Horacjusz Fizkin z Fizkin-Loge od Eatanswillem, fizkiniści poczęli klaskać, a slumkeyiści szemrać tak długo i hałaśliwie, że polecający kandydata zamiast przemawiać, mógł śpiewać jakąkolwiek pijacką piosnkę i niktby się tego nie domyślił.
Gdy już przyjaciele Horacjusza Fizkina esq. zrobili użytek ze swego prawa pierwszeństwa, wystąpił mały choleryczny człowieczek, o twarzy czerwonej jak goździk, także w tym celu, by wymienić inna właściwą i odpowiednią osobę do reprezentowania w parlamencie wyborców eatanswillskich; ale natura tego człowieka była zanadto wrażliwa, by mu mogła pozwolić spokojnie przepłynąć między falami głosów tłumu... Po kilku okresach figurycznej wymowy, choleryczny gentleman począł piorunować na przerywających mu, a potem rozpoczął kłótnię z gentlemanami znajdującemi się w hustings. Natenczas ze wszech stron powstał hałas,
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/161
Ta strona została skorygowana.