wiona była dokoła wielkiego stołu na środku sali i dokoła mnóstwa małych stołów okrągłych, kwadratowych i trójkątnych, podłoga zaś pokryta była tureckim dywanem, którego rozmiary miały się tak do powierzchni pokoju, jak damska chusteczka po podłogi hallu. Ściany ozdobione były trzema wielkiemi mapami geograficznemi i szeregiem rozmaitych płaszczów pozawieszanych na kołkach. Na kominku leżała książka pocztowa, historja hrabstwa Kent bez okładek, śmiertelne szczątki pstrąga w szklanej trumnie i drewniany kałamarz z kawałkiem pióra i połową opłatka do pieczętowania. Bufet miał zaszczyt dźwigać mnóstwo rozmaitych przedmiotów, pomiędzy któremi szczególną uwagę zwracały: bardzo brudny gąsior, dwa czy trzy bicze, tyleż płaszczów podróżnych, noże, widelce, a przedewszystkiem musztarda. Nakoniec atmosfera zgęszczona dymem tytuniowym nadawała brunatną barwę wszystkim przedmiotom, głównie zaś czerwonym i zapylonym firankom, smutno wiszącym u okien.
Tam to panowie Tupman i Snodgrass pili i palili tytoń wieczorem po wyborach, wraz z wielu innymi chwilowymi mieszkańcami zajazdu.
„No, panowie“, zawołał ex abrupto słuszny i barczysty mężczyzna, około czterdziestki, posiadający jedno tylko, ale czarne oko, błyszczące złośliwością i dobrym humorem. „No panowie! Nasze szlachetne zdrowie! Zawsze taki toast wznoszę w kompanji, ale w głębi mej duszy piję za zdrowie Marji. Prawda, Marjo?...“
„Daj mi pan pokój! Szkaradny pan jesteś“ odpowiedziała służąca, której widocznie pochlebił ten komplement.
„Nie odchodź, Marjo“, zaczął znowu jednooki.
„Daj mi pan pokój, jest pan impertyment“.
„Nie płacz, gdy będziesz zmuszona mnie porzucić, Marjo“, mówił dalej mężczyzna o jednem oku, gdy dziewczyna wychodziła z pokoju; „zaraz pójdę cię odszukać, nie martw się moja droga...“ Mówiąc to, mrugnął samotnem okiem w stronę kompanji, ku wielkiemu zadowoleniu pewnego podeszłego gentlemana z glinianą fajką i twarzą, jednakowo zakopconemi.
„Kobiety, to dziwne stworzenia“, rzekł człowiek z twarzą zakopconą po chwili milczenia.
„O! Wielka prawda!“ zawołał inny jegomość o twarzy miedzianorudej, ukrytej poza cygarem.
Po tych filozoficznych uwagach, nastąpiło znów milczenie.
„A jednak, wiecie panowie, są na świecie rzeczy dziwniejsze niż kobiety“, zaczął znów człowiek o jednem czarnem oku, nakładając z powagą ogromnych rozmiarów holenderską fajkę.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/165
Ta strona została skorygowana.