Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Potem słabym piskiem rozbrzmiewał głos pani Pott, a słuchacze jej, pełni ugrzecznienia, wyobrażali sobie, że słyszą śpiew najzupełniej klasyczny i najzupełniej odpowiadający jej kostjumowi, ponieważ Apollo był kompozytorem, a kompozytorowie rzadko śpiewają swe własne utwory i niemniej rzadko utwory innych. Nakoniec wystąpiła pani Hunter i przedeklamowała swoją nieśmiertelną odę do „Konającej żabki“. „Brawo“, i „jeszcze“ dało się słyszeć zewsząd, pani Hunter przedeklamowała więc odę po raz drugi i miała już deklamować po raz trzeci, ale większość gości, sądząc, że pora już co przekąsić, poczęła wołać, że niegodzi się nadużywać uprzejmości pani Hunter. Napróżno pani Hunter zapewniała, że gotowa jest przedeklamować odę swoją raz jeszcze; przyjaciele jej byli zanadto grzeczni, zanadto dyskretni, zanadto dbali o jej zdrowie, by pozwolić na to. — Otworzono więc salę, w której zastawione było śniadanie, i wszyscy, którzy już przedtem bywali u pani Hunter, rzucili się tam tłumnie, by pierwsi stanąć w szeregu. Wiedziano bowiem, iż znakomita ta dama miała zwyczaj przyrządzać śniadanie na pięćdziesiąt osób, a zapraszać po trzysta, czyli innemi słowy: karmić znakomite lwy, pozostawiając drobniejsze zwierzęta ich własnemu przemysłowi.
„Gdzie jest pan Pott?“ zapytała pani Hunter, sadowiąc wyżej rzeczone lwy koło siebie.
„Jestem!“ zawołał z najodleglejszego końca pokoju redaktor, nie mający żadnego widoku na zjedzenie czegokolwiek, chyba gdyby gospodyni sama się nim zajęła.
„Zechce pan może przyjść tu?“
„O! Niech pani nie troszczy się o niego“, odezwała się Pani Pott możliwie najsłodszym głosem. „Jemu jest tam bardzo dobrze. Nieprawdaż, mój drogi, że ci tam dobrze?“
„Dobrze, mój aniele“, odrzekł nieszczęśliwy pan Pott ze smutnym uśmiechem.
Niestety! Nacóż mu się przydał jego knut? Potężne ramię, które z olbrzymią siłą karciło nim ludzi stojących na świeczniku, sparaliżowane zostało jednem spojrzeniem wszechwładnej pani Pott.
Pani Hunter z triumfem spoglądała dokoła. Hrabia Smorltork zajęty był zapisywaniem nazw potraw; pan Tuprman, z gracją, jakiej nigdy nie okazywał żaden włoski bandyta, podawał damom sałatę z morskich raków; pan Snodgrass wysadził młodego człowieka kierującego żądłem krytyki w „Gazecie Eatanswillskiej“, i zajęty był teraz namiętną rozprawą z młodą damą, która uosabiała poezję; nakoniec pan Pickwick. był uniwersalnie przyjemny. Niczego, zdawało się, nie braknie temu wyborowemu towarzystwu, gdy wtem, pan Hunter, którego czynność w takich razach