chrząknął dwa razy i patrzał na nieznajomego przez kilka sekund z surową stanowczością. Jednak, gdy indywiduum to zachowało najzupełniejszy spokój i pogodę pod tem badawczem spojrzeniem, Tupman zmniejszył stopniowo jego natężenie i znowu zaczął mówić o balu.
„Chciałem właśnie powiedzieć panu“, odezwał się, „że gdyby moje ubranie było dla pana za przestronne, suknie mego przyjaciela, pana Winkle, mogłyby być na niego w sam raz“.
Nieznajomy jednym rzutem oka zmierzył pana Winkle i zawołał z zadowoleniem:
„Takich właśnie trzebaby było“.
Pan Tupman spojrzał dokoła. Wino, które wywarło swój wpływ usypiający na panów Snodgrassa i Winkle, ciążyło również nad zmysłami pana Pickwicka. Gentleman ten kolejno przeszedł wszystkie fazy poprzedzające obezwładnienie, wywołane obiadem i winem. Przeszedł zwykłe stopnie od nadmiaru wesołości do bezdennego smutku. Jak płomień gazowy na ulicy, gdy wiatr dostanie się do rury, roztaczał on chwilami to nadzwyczajną jasność, to znów tak malał, iż zaledwie można go było dojrzeć; po krótkiej przerwie błysnął oślepiającym blaskiem, potem drgnął i zgasł zupełnie. Głowa pochyliła mu się na piersi i jednostajne chrapanie, któremu czasem towarzyszyło głuche mruczenie, były jedynemi dowodami słuchowemi, mogącemi świadczyć o istnieniu tego wielkiego męża.
Pana Tupmana opanowała gwałtownie chęć znalezienia się na balu, aby wydać sąd o pięknościach hrabstwa Kent; chciało mu się również zaprowadzić tam znajomego, słyszał bowiem, że mówi o mieszkańcach miasta, jak gdyby żył w niem od urodzenia, gdy on sam znajdował się w miejscu zupełnie mu obcem. Pan Winkle spał głęboko, a pan Tupman zbyt dobrze znał z doświadczenia stan, w jakim się znajdował jego towarzysz, by nie wiedzieć, że według zwykłego przebiegu praw natury, przyjaciel jego, przebudziwszy się, nie będzie myślał o niczem innem, tylko o tem, by się jakoś dowlec do łóżka. Mimo to jednak był jeszcze niezdecydowany.
„Napełnij pan sobie szklankę i przysuń wino“, rzekł niezmordowany gość.
Pan Tupman spełnił to żądanie i ta ostatnia, uzupełniająca szklanka wymogła na nim postanowienie.
„Z sypialnego pokoju pana Winkle“, rzekł do nieznajomego, „są drzwi do mojego pokoju, a gdybym go teraz obudził, niepotrafiłbym mu dać do zrozumienia, czego żądam; ale wiem, że w swej torbie podróżnej ma on kompletne ubranie. Gdyby pan przywdział je na bal, a po powrocie zdjął,
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/22
Ta strona została skorygowana.