mógłbym je łatwo złożyć na tem samem miejscu, nie niepokojąc mego przyjaciela“.
„Doskonale“, odparł nieznajomy, „wyborny plan! Głupie położenie, śmieszne. Czternaście fraków mieć w swoim kufrze i być zmuszonym przywdziewać cudzy! Bardzo głupio! Doprawdy“.
„Trzeba wziąść bilety“, rzekł pan Tupman.
„Nie warto mieniać gwinei. Zagrajmy, kto zapłaci za obu: rzuć pan złotą monetę w górę, ją będę zgadywać. Zaczynaj pan. Kobieta, kobieta, kobieta czarodziejka!“
Złoty pieniądz upadł i ukazała się postać smoka, przez grzeczność nazywanego kobietą. Skazany losem pan Tupman zadzwonił, wziął bilety i zażądał światła. Po kwadransie nieznajomy był kompletnie ustrojony w szaty pana Nataniela Winkle.
„To frak zupełnie nowy“, rzekł pan Tupman, podczas gdy nieznajomy z zadowoleniem przyglądał się sobie: „to pierwszy frak, który został ozdobiony guzikami naszego klubu“.
I wskazał towarzyszowi duże złocone guziki, na których wyryte były litery K. P. po obu stronach popiersia pana Pickwicka.
„K. P.“. powtórzył nieznajomy, „śmieszna dewiza, portret tego dziada i K. P.! Co to znaczy to K. P.? Komiczny portret? Co?“
Pan Tupman z wielką powagą i źle ukrywanem oburzeniem objaśnił mistyczny symbol Klubu Pickwicka, a tymczasem nieznajomy wykręcił się, by zobaczyć tył fraka, którego stan dochodził mu do połowy pleców.
„Stan cokolwiek za krótki, co? Jak kurtki tragarzy: śmieszne ubiory, robi się bez miary, na hurt; tajemnicze drogi Opatrzności; wszystkim ludziom małego wzrostu dostają się długie ubrania, wszystkim słusznego, krótkie“.
Mieląc w ten sposób językiem, nowy towarzysz pana Tupmana kończył poprawiać swe ubranie, a raczej ubranie pana Winkle, i w chwilę potem dwaj miłośnicy balu weszli razem na schody.
„Nazwiska panów?“ zapytał jakiś jegomość przy drzwiach stojący. Pan Tupman podszedł, by wygłosić swe tytuły i charakter, gdy nieznajomy zatrzymał go, mówiąc:
„Żadnych nazwisk!“ i mruknął do ucha panu Tupmanowi: „Poco nazwiska? Nieznajomi! Doskonałe nazwisko, w swoim rodzaju incognito, to przyjemność! Getlemani z Londynu, szlachetnie urodzeni, i basta“.
Po tych ostatnich wyrazach, głośno wymówionych, otworzyły się drzwi i pan Tupman wraz z nieznajomym weszli do sali balowej.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/23
Ta strona została skorygowana.