Był to długi pokój, okolony karmazynowemi ławkami i oświetlony świecami w kryształowym żyrandolu. Muzykańci byli umieszczeni na estradzie; trzy lub cztery koła kontredansowe rozwijały się i zwijały scientyficznie. W bocznym pokoju znajdowało się parę stołów do gry, przy których cztery stare damy, z takąż samą ilością otyłych mężczyzn, z całą powagą grały w wista.
Po przetańczeniu ostatniej figury, tancerze zaczęli przechadzać się po sali, a nasi dwaj znajomi stanęli w kącie by przyjrzeć się towarzystwu.
„Śliczne kobiety!“ rzekł z westchnieniem pan Tupman.
„Zaczekajno pan. Zobaczysz jeszcze. Matadory jeszcze się nie pojawiły, śmieszne zwyczaje! Wyżsi urzędnicy marynarki nie rozmawiają z urzędnikami niższymi; niżsi urzędnicy nie rozmawiają z mieszczaństwem; komisarz rządowy nie rozmawia z nikim“.
„Co to za jasnowłosy chłopak, z czerwonemi oczyma i w fantastycznem ubraniu?“
„Ts! Milcz pan, jeżeli możesz! Czerwone oczy! Fantastyczne ubranie! Chłopak!... Ho, ho! Ciszej, ciszej; to chorąży z 97-ego pułku, szanowny Wilmot-Becasse. Becassy, wielka rodzina, liczna rodzina“.
„Sir Tomasz Clubber, pani Clubber i panny Clubber“ zawołał stentorowym głosem anonsujący.
Głębokie wrażenie owładnęło całą salę, gdy wszedł ogromny gentleman w niebieskim fraku ze złotemi guzami, z nim dorodna dama w niebieskim atłasie, tudzież dwie młode panienki, wykrojone według tegoż modelu, w strojnych sukniach takiej samej barwy.
„Komisarz rządowy, naczelnik marynarki, wielki człowiek, niezaprzeczenie wielki!“ cicho mówił nieznajomy do pana Tupmana, podczas gdy gospodarze balu prowadzili sir Tomasza Clubber na drugi koniec sali. Szanowny Wilmot Becasse i znakomitsi goście pospieszyli złożyć swe uszanowanie pannom Clubber, a sir Tomasz Clubber wyprostowany jak głoska i, majestatycznie spoglądał na zgromadzonych z wysokości swego czarnego krawata.
„Pan Smithie, pani Smithie i panny Smithie“, zaanonsowano następnie.
„Co to za państwo Smithie?“ zapytał Tupman.
„Także coś z marynarki“, odpowiedział nieznajomy.
Pan Smithie ukłonił się z uszanowaniem sir Tomaszowi Clubber, a sir Tomasz Clubber oddał mu ukłon z widoczną przychylnością. Lady Clubber przez lornetkę przypatrywała się pani Smithie i jej córkom, a znowu pani Smithie z góry spoglądała na jakąś damę, której mąż nie służył w marynarce.
„Pułkownik Bulder, pani Bulder i panna Bulder“.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/24
Ta strona została skorygowana.