„I mnie także“, odpowiedział doktór, nie przypuszczając, że zna pana Tupmana.
„Więc panowie przyjdą z pewnością?“ zapytał pan Snodgrass.
„O, najniezawodniej“.
Tak rozmawiając wyszli na gościniec. Pożegnano się z wielką serdecznością. Doktór ze swymi przyjaciółmi udał się do koszar a panowie Winkle i Snodgrass wesoło powrócili do oberży.
Pan Pickwick doznawał pewnego niepokoju z powodu za długiej nieco nieobecności dwóch swoich przyjaciół, przypomniawszy sobie zwłaszcza niepojęte ich ranne zachowanie się. Toteż z prawdziwą przyjemnością powitał ich i z niezwykłem zajęciem zapytał, gdzie bawili tak długo. W odpowiedzi na to pan Snodgrass zabierał się już do treściwego opisu zaszłych wypadków, gdy spostrzegł między panem Tupmanem a towarzyszem ich podróży w zielonym fraku, jakiegoś nowego nieznajomego, wyglądającego nie mniej oryginalnie. Był to człowiek widocznie zestarzały wśród trosk, którego wychudłym policzkom, sterczącym kościom, błyszczącym, chociaż mocno zapadłym oczom, nadawały jeszcze ostrzejszego wyrazu czarne, długie włosy, spadające w nieładzie na kołnierz. Szczęki jego były tak długie i tak chude, iż możnaby sądzić, że naumyślnie je wyciągał, gdyby nieruchomość rysów i napół otwarte usta nie przekonywały, że jest to zwykły jego wygląd. Szyję miał okręconą zielonym szalem, którego szerokie końce, spadające na piersi, wyglądały z pomiędzy guzików starej kamizelki. Miał na sobie długi, czarny surdut, spodnie z grubego sukna i buty mocno wytarte.
Oczy pana Winkle zatrzymały się na tej nieumytej figurze: pan Pickwick, dostrzegłszy to, powiedział, wskazując ręką na nieznajomego:
„Przyjaciel naszego nowego przyjaciela. Dziś rano odkryliśmy, że nowy nasz przyjaciel jest zaangażowany do tutejszego teatru, chociaż nie życzy sobie, by to rozgłaszano. Gentleman należy również do tej profesji i właśnie, gdyście wchodzili, miał nam opowiedzieć pewną anegdotę“.
„Masa anegdot!“ rzekł nieznajomy w zielonym fraku, podchodząc do pana Winkle i dodając po cichu: „szczególnego rodzaju człowiek, nie artysta, grywa role drugorzędne, dziwny człowiek, wszelkiego rodzaju nędza. Nazywamy go Jakóbem Ponurym“.