cofnęły się pięćset kroków a podeszwy butów pana Pickwicka ujrzeć można było w powietrzu.
Pan Snodgrass i pan Winkle wykonali również z najzupełniejszą dokładnością po jednym obowiązkowym koziołku. Właśnie pan Winkle, siadłszy na ziemi, tamował sobie chustką krew z nosa, gdy wtem ujrzeli w pewnej odległości swego czcigodnego mentora, biegnącego za kapeluszem, który oddalał się coraz bardziej, złośliwie podskakując.
Mało jest chwil w życiu, w którychby człowiek doznawał większej przykrości, nie zjednywając sobie przy tem żadnego współczucia, jak wówczas, gdy odbywa polowanie na swój własny kapelusz. Trzeba mieć wielki zasób zimnej krwi i wielką trafność sądu, by go złowić. Biegnąc zbyt szybko, wyprzedza się go; jeżeli schylamy się zbyt powolnie, gdyż sądzimy, iż go już trzymamy, kapelusz odbiega gdzieś daleko... Najlepsza metoda polega na tem, by biegnąć równolegle do przedmiotu naszych zabiegów, zachować największą przezorność, umieć skorzystać ze stosownej chwili, stopniowo wyprzedzać, potem nagle pochylić się, ująć kapelusz za rondo i mocno osadzić go na głowie, wdzięcznie uśmiechając się podczas całej gonitwy, jak gdybyśmy sami widzieli w tem żart tak dobry, jak wszyscy inni.
Lekki wietrzyk podmuchiwał i kapelusz pana Pickwicka toczył się przed nim, jakby igrając. Wiatr dmuchał, pan Pickwick sapał a kapelusz bujał jak rybka w bystrym nurcie. I pewno dotoczyłby się Bóg wie jak daleko, gdyby nie trafił na opatrznościową przeszkodzę w chwili, gdy nasz podróżnik zamyślał już pozostawić go jego nieszczęśliwemu losowi.
Pan Pickwick, niezwykle zmęczony, miał już zaniechać pogoni, gdy kapelusz wplątał się w koło jednego z kilkunastu powozów, stojących rzędem. Filozof potrafił wnet skorzystać z tej pomyślnej chwili, szybko pochylił się, pochwycił niesforne nakrycie głowy, silnie nasunął je na czoło i stanął, by odetchnąć. Upłynęło może nie więcej nad pół minuty, gdy usłyszał nazwisko swe wymówione donośnym i przyjaznym głosem. Podniósł oczy i wtedy przedstawił mu się widok, który go napełnił zarazem zdziwieniem i radością.
W wielkim otwartym powozie, od którego wyprzężono konie, stały osoby poniżej wymienione: stary dorodny gentleman w niebieskim fraku ze złoconemi guzikami, aksamitnych spodniach i długich butach; dwie młode panny w szarfach i stroikach; młody człowiek, prawdopodobnie zakochany w jednej z młodych panien; dama wieku wątpliwego, prawdopodobnie ciotka dwóch wyżej wymienionych panien, wreszcie pan Tupman, tak spokojny i swobodny, jakby na-
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/50
Ta strona została skorygowana.