„O gruntach, babciu“.
„Co mówią o gruntach? Czy co się stało?“
„Nie, nie. Pan Miller mówi, że nasze grunta są gorsze aniżeli w Mullins“.
„Któż to utrzymuje?“ zapytała dama z oburzeniem. „Miller jest samochwał i impertynent, powiedzcie mu to ode mnie“.
Wypowiedziawszy takie zdanie, stara dama podniosła się i spojrzała surowo na delikwenta, nie wątpiąc ani na chwilę, iż mówiła tak, że wszyscy mogli ją słyszeć.
„No! No!“ zawołał pan Wardle, usiłujący naturalnie zmienić temat rozmowy; „co powie pan o wiście, panie Pickwick?“
„Lubię tę grę nadewszystko; ale proszę, byś jej pan nie aranżował dla mnie jedynie“.
„O! Zapewniam pana, że moja matka bardzo lubi wista. Prawda, matko?“
Stara dama, która co do tego punktu była nierównie mniej głucha, odpowiedziała twierdząco.
„Joe! Joe!“ zawołał stary gentleman. „Joe! Przeklęty chłopak!... A! Jesteś! Przygotuj stoły do gry“.
Flegmatyczny młodzieniec postawił dwa stoły; jeden do wista, drugi do „pół do dwunastej“. Do wista zasiedli: pan Pickwick, stara dama, pan Miller i tłusty gentleman. Reszta towarzystwa zajęła się drugą grą.
Wist prowadzony był z całą ścisłością i powagą, jakich wymaga ten uroczysty akt, który, według naszego zdania, niewłaściwie i krzywdząco nazwano grą. Ale przy okrągłym stole weselono się tak hałaśliwe, iż to przeszkadzało widocznie kombinacjom pana Millera. Nieszczęśliwy ten człowiek, nie mogąc zająć się gra jakby należało, popełniał błędy nie do przebaczenia, wzbudzając w wysokim stopniu gniew tłustego gentlemana i w tej samej mierze dobry humor starej damy.
„Aha!“ zawołał pan Miller zwycięskim tonem, biorąc siódmą lewę. „Myślę, że nie można było lepiej zagrać; niepodobna było wziąć ani jednej lewy więcej“.
Stara dama niedługo go pozostawiła w tem szczęśliwem przekonaniu.
„Miller, powinien był bić dzwonkę“, powiedziała, „prawda panie?“
Pan Pickwick skłonił się twierdząco.
Nieszczęśliwy gracz odwołał się do swego partnera, mówiąc z powątpiewaniem:
„Czy tak, panie?“
„Naturalnie“, odpowiedział sucho tłusty gentleman.
„Bardzo tego żałuję“, odrzekł Miller zbity z tropu.
„W samą porę“, mruknął jego partner.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/68
Ta strona została skorygowana.