Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

„Dwa honory, to czyni razem osiem“, rzekł pan Pickwick.
Znowu rozdano karty.
„Czy może pan zrobić jeszcze jedną lewę?“ zapytała stara dama.
„Mogę“, odrzekł pan Pickwick. „Dubla, sympl i rober“.
„Nigdy nie widziałem takiego szczęścia!“ zauważył pan Miller.
„Ani ja takich nędznych kart“, dodał tłusty gentleman.
Nastąpiło uroczyste milczenie. Pan Pickwick był ożywiony, stara dama bardzo uważna, tłusty gentleman złośliwy a pan Miller w ciągłej trwodze.
„Jeszcze jedna dubla, panie“, rzekł pan Pickwick.
„Wiem o tem“, odrzekł cierpko tłusty gentleman.
W ciągu drugiej partji, której rezultat był taki sam, pan Miller miał nieszczęście zrobić renons. Tłusty gentleman nie mógł dłużej powstrzymać swego gniewu. Stara dama, przeciwnie, słyszała coraz lepiej, gdy tymczasem pan Miller, zdawało się, był tak mało w swym żywiole, jak delfin w klatce.
Gdy wista skończono, tłusty gentleman usunął się w kąt i tam przesiedział w najzupełniejszem milczeniu dwadzieścia siedem minut, poczem, wyszedłszy ze swego ustronia, podał panu Pickwickowi szczyptę tabaki ze wspaniałomyślnością człowieka, któremu miłość bliźniego nakazuje przebaczać doznane urazy.
Podczas tych wypadków gra przy okrągłym stole szła dalej wesołym trybem. Izabela Wardle stowarzyszyła się z panem Trundle, Emila Wardle z panem Snodgrassem: pan Tupman z ciotką-panną utworzyli także spółkę co do punktów i wzajemnych grzeczności. Stary Wardle był u szczytu dobrego humoru; prowadził bank tak przebiegle, damy okazywały taką chęć wygrania, że grzmoty śmiechu rozlegały się prawie nieustannie. Była tam stara dama, ciągle płacąca najmniej za sześć kart. Wszyscy śmiali się z tego regularnie za każdym razem, a gdy stara dama, płacąc, krzywiła się, śmiano się jeszcze głośniej. Wtedy twarz jej rozpromieniała się stopniowo i kończyło się na tem, że sama śmiała się w ogólnym chórze. Gdy ciotka-panna dostawała króla do damy, inne panny parskały śmiechem a ciotka-panna wpadała w bardzo zły humor, zaraz jednak czuła rękę pana Tupmana, ściskającą jej rękę pod stołem, i twarz jej wypogadzała się natychmiast; potem przybierała minę, jakby chciała powiedzieć, że marjaż nie był bynajmniej tak daleki, jak sądzono.
Wtedy wszyscy znów śmiać się poczynali, zwłaszcza pan Wardle, którego każdy żart rozweselał przynajmniej w tym stopniu, co najmłodszych.