„Bynajmniej!“ odpowiedział pan Magnus, szybko chodząc po pokoju. „Bynajmniej!“
Musi być coś bardzo wymownego w tem słowie „Bynajmniej“, nie przypominamy bowiem sobie żadnej kłótni, której byliśmy świadkami — czy to w teatrze, czy na ulicy, czy w restauracji czy gdzieindziej — żeby właśnie w ten sposób nie odpowiedziano na najbardziej zaczepne pytania. „I pan uważa się za gentlemana?!“ „Bynajmniej!“ — „Może pan pozwoli, żebym ja zamiast pana mówił z tą damą?!“ „Bynajmniej!“ — „Może pan chce, żebym panu rozwalił łeb?!“ „Bynajmniej!“ — Zauważyłem również, że musi być jakieś ukryte szyderstwo w owem uniwersalnem „Bynajmniej“, budzi ono bowiem w indywiduum, do którego jest zwrócone, większe oburzenie, niż każda inna otwarta obelga.
Nie będziemy twierdzić, że ów wyraz wywołał w piersi pana Pickwicka takie samo oburzenie, jakie byłby wywołał w każdej innej prostackiej piersi. Notujemy jedynie fakt, że pan Pickwick otworzył drzwi i zawołałł
„Tupman! Proszę cię! Wejdź tutaj!“
Pan Tupman niezwłocznie stawił się, nadzwyczaj zdziwiony.
„Tupman“, rzekł pan Pickwick, „tajemnica delikatnej natury, dotycząca tej damy, jest powodem nieporozumienia między mną a tym gentlemanem. Ale zapewniam go tu, w twojej obecności, że tajemnica ta wcale nie dotyczy ani jego osoby, ani jego stosunków z tą damą. Po tem, com powiedział, nie mam potrzeby nadmieniać ci, iż jeżeli ten gentleman nie będzie wierzył moim oświadczeniom, to będzie to oznaczało, że wątpi o prawdzie słów moich, co poczytam za obrazę osobistą“.
To wyrzekłszy, pan Pickwick rzucił na pana Magnusa wzrok, zawierający całą encyklopedję pogróżek.
Czcigodna i poczciwa postać pana Pickwicka, oraz przekonywająca siła wymowy, którą odznaczał się ten znakomity mąż, nie byłyby bez wpływu na żaden rozsądny umysł. Ale, niestety, w tej chwili umysł pana Magnusa nie podlegał władzom rozsądku.
Pan Magnus, zamiast przyjąć jak należy wyjaśnienie filozofa, zaczął teraz biegać po pokoju, wyrywając sobie włosy i nastroił na jeszcze wyższy ton swój gniew i groźby... Chwilowo tylko przerywał te zajęcia, ale to tylko w tym celu, by raz i drugi machnąć pięścią pod samym filozoficznym nosem pana Pickwicka.
Silny prawością swą i niewinnością, zmartwiony tem iż wplątał tę damę w sprawę tak nieprzyjemną, pan Pickwick był także w usposobieniu mniej niż zwykle pokojowem.
W konsekwencji głosy podniosły się. Padały coraz groźniejsze słowa. Pan Magnus powiedział panu Pickwickowi,
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/101
Ta strona została skorygowana.