„Niech nas Bóg ma w swojej opiece!“ zawołał pan Nupkins, rumieniąc się i zmieniając całkiem swoje zachowanie; „niech nas Bóg ma w swojej opiece, panie...“
„Pickwick“, dopowiedział Sam.
„Panie Pickwick“, powtórzył burmistrz. „Siadaj pan, proszę. Co pan mówi? Kapitan Fitz-Marshall...“
„Nie jest ani kapitanem, ani Fitz-Marshallem“, przerwał Sam. „To komedjant nazwiskiem Jingle, a jeżeli kiedy wilk chodził w fioletowem ubraniu, to był nim niezawodnie Hiob Trotter“.
„Tak jest“, dodał pan Pickwick, odpowiadając na spojrzenie burmistrza; „jedynym powodem, dla którego przybyłem do Ipswich, jest zdemaskowanie tego łotra, o którym mówimy“.
Tu pan Pickwick opowiedział w krótkości wszystkie niegodziwości pana Jingle; jak się z nim poznajomił; jak Jingle uwiózł pannę Wardle, jak chętnie zrzekł się jej za pieniężne wynagrodzenie; jak wplątał pana Pickwicka w nocną wyprawę i jak on, pan Pickwick, czuje się w obowiązku zedrzeć z tego nikczemnika maskę, nazwisko i tytuł, przybrane obecnie.
W miarę, jak się rozwijało powyższe opowiadanie, wszystka krew, zwykle krążąca w ciele pana Nupkinsa, zbierała się w żyłach jego twarzy, aż po końce uszu. Zaznajomił on się z kapitanem na wyścigach w sąsiedztwie, zaprosił go do siebie, przedstawił pani Nupkins i pannie Nupkins. Te, zachwycone długą listą arystokratycznych znajomości kapitana, jego dalekiemi podróżami i wykwintnem obejściem, rozpływały się nad nim, występowały z nim wszędzie, chełpiły się przed znajomymi tak, że serdeczni ich przyjaciele, pani Porkenham i panny Porkenham oraz pan Sidney Porkenham, omal że nie pękali z zazdrości i rozpaczy. A potem wszystkiem, okazuje się teraz, iż był to nędzny awanturnik, wędrowny aktor i jeżeli nie oszust, to przynajmniej coś tak podobnego do oszusta, iż trudno było dopatrzeć się różnicy. Sprawiedliwe nieba! Co powiedzą teraz Porkenhamowie! Co to będzie za triumf dla Sidney Porkenhama, którego konkury odrzucono dla kapitana! Jak pan Nupkins ośmieli się spojrzeć w oczy staremu Porkenhamowi na przyszłych rokach przysięgłych? A jeżeli się rozgłosi, coż to będzie za materjał dla opozycji!
Nastąpiło długie milczenie.
„Ale z tem wszystkiem“, zawołał pan Nupkins, rozpromieniony na chwilę, „są to tylko przypuszczenia. Kapitan Fitz-Marshall ma maniery bardzo wytworne, ale mógł zrobić sobie wielu nieprzyjaciół. Czem pan udowodni prawdziwość swych oskarżeń?“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/116
Ta strona została przepisana.