wszedł a nawet miał wejść, gdy wtem ujrzał Sama. Mimowoli cofnąwszy się parę kroków, stanął niemy i nieruchomy i spoglądał ze zdumieniem i przerażeniem na obraz, jaki miał przed oczami.
„Otóż i on!“ zawołał Sam, wstając z radością. „Tylkocom tu wspomniał o jegomości: jakże się masz? Dlaczego tak rzadko tu bywasz? Wejdźno, wejdź!“
To mówiąc, Sam pochwycił Hioba za fioletowy kołnierz i bez oporu wciągnął do kuchni, potem zamknął drzwi a klucz wręczył panu Muzzle, który z zimną krwią wsunął go do kieszeni od kamizelki i zapiął surdut.
„A to się dziwnie złożyło!“ mówił dalej Sam; „mój pan ma przyjemność spotkać twojego pana na górze, a ja mam przyjemność spotkać ciebie na dole. Jakże się miewasz? Jakże tam nasz handelek korzenny, co? Doprawdy, mocno się cieszę, że cię widzę. Ty także masz zadowoloną minę. To bardzo dobrze. Prawda panie Muzzle?“
„O, tak, tak!“ rzekł pan Muzzle.
„Jesteś taki miły“, zawołał Sam.
„Taki uprzejmy“, dodał Muzzle.
„I taki szczęśliwy, że nas widzi“, rzekł Sam. „No siadajże, siadaj...“
Hiob siadł na krześle przy kominku i zwrócił swe małe oczki na Sama, potem na Muzzle, ale nic nie powiedział.
„No, teraz“, zaczął znowu Sam, „zrób mi tę przyjemność i powtórz tu, przed temi damami, że jesteś najprzyjemniejszym gentlemanem i najlepiej edukowanym ze wszystkich, którzy kiedykolwiek używali chustek w kraty i zbiorku pieśni nabożnych Nr. 4-ty“.
„I którzy kiedykolwiek zamyślali żenić się z kucharkami, ty szubieniczniku!“ zawołała kucharka, pełna cnotliwego oburzenia...
„Młodzieńcze“, wrzasnął Muzzle, roznamiętniony temi dwoma napomknieniami, „posłuchaj, co ci powiem! Ta oto dama (wskazując na kucharkę) jest moją dobrą przyjaciółką i jeżeli roi ci się w głowie, iż będziesz razem z nią miał sklepik korzenny, to tem ranisz mnie, mój panie, ranisz w najczulsze miejsce, w jakie człowiek może być zraniony. Czy rozumiesz?“
Tu Muzzle, który tak, jak jego pan, miał wielkie wyobrażenie o swym darze wymowy, zatrzymał się, czekając na odpowiedź; ale ponieważ Hiob widocznie nie był do niej usposobiony, Muzzle mówił dalej z ogromną powagą:
„Bardzo jest to prawdopodobne, mój panie, iż pan nie tak prędko będzie potrzebny tam, na górze, ponieważ mój pan rozprawia się właśnie z twoim panem. Więc i my możemy rozmówić się ze sobą na osobności. Czy pan mnie rozumie?“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/121
Ta strona została przepisana.