Gdy przezwyciężono trudności przełazu i znaleziono się na gładkim gruncie, pan Wardle oznajmił panu Pickwickowi, iż wszyscy razem pójdą obejrzeć urządzenie domu, w którym nowożeńcy zamieszkają po świętach Bożego Narodzenia. Usłyszawszy to, Bella i Trundle poczerwienieli oboje, jak pyzaty chłopiec po wyspaniu się przed kominkiem. Tymczasem młoda panienka, czarnooka, w pięknych bucikach z futerkiem, szepnęła coś do panny Emilji, spoglądając filuternie na pana Snodgrassa. Emilja odpowiedziała: „Czyś oszalała?“, niemniej jednak poczerwieniała aż po same uszy, zaś pan Snodgrass, skromny, jak wszyscy wielcy geniusze, uczuł jak mu krew uderza do głowy i zapragnął w głębi swego serca, ażeby rzeczona panienka, wraz ze swemi czarnemi oczami, filuternością i bucikami z futerkiem, znajdowała się w tej chwili w tych dalekich krainach, gdzie rośnie pieprz.
Jeżeli pickwickiści byli witani tak po przyjacielsku poza domem, to wystawcie sobie z jaką serdecznością witano ich, gdy przybyli na miejsce! Nawet służący uradowali się, ujrzawszy pana Pickwicka, a pokojówka Emma rzuciła na pana Tupmana spojrzenie nawpół skromne, nawpół wyzywające, a tak ponętne, iż nawet statua Napoleona, umieszczona w przedpokoju, gotowa byłaby nabrać odwagi, zejść z piedestału i uściskać dziewczynę.
Stara dama siedziała w bawialnym pokoju ze zwykłą powagą, nieszczególny jednak miała humor i, co zatem idzie, była najzupełniej głucha. Nie wychodziła nigdy o takiej porze i, jak wiele innych dam tego samego rodzaju, poczytywała za zdradę stanu wobec domu to wszystko, co inni robili, gdy sama już tego robić nie mogła. Teraz siedziała wyprostowana w swym fotelu, z miną jak tylko można najsurowszą. Ale niech ją tam Bóg ma w swej opiece, zawsze to jeszcze była mina życzliwa.
„Matko“, rzekł pan Wardle, „oto pan Pickwick, matka pewno go sobie przypomina?“
„Daj pokój!“ rzekła stara dama z powagą. „Nie dokuczajcie panu Pickwickowi takim starym gratem, jak ja. Teraz już nikt się mną nie zajmuje, co zresztą jest bardzo naturalne“.
To mówiąc potrząsnęła głową i drżącą ręką poczęła przebierać fałdy sukni.
„O! Niech pani tak nie odpycha starego przyjaciela“, rzekł pan Pickwick. „Przybyłem tu umyślnie, by się nagadać z panią do woli i zagrać parę robrów wista. A przytem pokażemy tym smarkaczom, jak się tańczy menueta“.
Stara dama nagle zmiękła, ale nie lubiła okazywać, że odrazu ustępuje, poprzestała więc tylko na odpowiedzi:
„Ach! Nie słyszę!“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/145
Ta strona została przepisana.