„E! Niech mama przestanie już“, zawołał pan Wardle, „niech mama da pokój złemu humorowi i niech mama pomyśli o Belli; biedna dziewczyna tak potrzebuje otuchy“.
Poczciwa staruszka słyszała to, gdyż usta jej drżały, gdy syn mówił. Ale wiek ma swoje wady umysłowe, więc jeszcze nie udobruchała się. Poczęła tylko miąć suknię i zwróciwszy się do pana Pickwicka, powiedziała:
„O! Panie Pickwick! Inna była młodzież za naszych czasów!“
„Niezawodnie! Dlatego też tak lubię wszystkich, na których pozostały jeszcze ślady tych czasów“.
To mówiąc zacny nasz przyjaciel pociągnął ku sobie lekko Izabellę i złożył na jej czole pocałunek, a potem usadowił na małym taborecie u nóg babki. Natenczas, czy to wyraz tej młodej twarzy, patrzącej na nią, przypomniał jej przeszłość, czy też rozczuliła ją życzliwa dobroduszność pana Pickwicka, słowem, czy z tego czy z owego powodu, dość, że stara dama zmiękła zupełnie; objęła Bellę za szyję i cały zły humor rozpłynął się w cichych łzach.
Był to bardzo przyjemny wieczór. Poważne i uroczyste były robry, które rozgrywali pan Pickwick i stara dama. Nieokiełznana wesołość panowała przy okrągłym stole. Panie oddaliły się dawno, a szklanice starego wina, smakowicie zaprawionego korzeniami, wciąż krążyły wkółko. Mocny był też sen i przyjemne marzenia po tem winie. Dziwne, że marzenia pana Snodgrassa ciągle wiązały się z panną Emilją Wardle, a główną osobą w wizjach pana Winkle była młoda dama z czarnemi oczami, z cudownym uśmiechem, w prześlicznych bucikach obszytych futrem...
Na drugi dzień przebudził pana Pickwicka gwar i odgłos kroków, któreby mogły wyrwać ze snu nawet samego pyzatego chłopca. Filozof usiadł na łóżku i słuchał. Służące i goście żeńskiego rodzaju uwijali się po całym domu. Tyle ze wszystkich stron żądano gorącej wody, tak błagano, to o igły, to o nici, tak wykrzykiwano: „O! Bądź tak dobra, zapnij mi suknię“, że pan Pickwick, w nieświadomości swej zaczął przypuszczać, iż musiało zajść coś okropnego. Ale zwolna rozjaśniło mu się w głowie i przypomniał sobie, że był to dzień weselny. Okoliczność ważna, ubrał się więc bardzo starannie i poszedł do pokoju, w którym miano jeść śniadanie.
Wszystkie służące, w muślinowych sukienkach biegały to tu, to tam, w trudnym do opisania stanie wzruszenia i zakłopotania. Stara dama była ubrana w aksamitną suknię, która od dwudziestu lat nie widziała światła, z wyjątkiem kilku słabych promieni, które zabłąkały się aż do szafy, gdzie wisiała. Pan Trundle promieniał zadowoleniem, można było jednak zauważyć, że mocno jest wzruszony. Co do zacnego
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/146
Ta strona została przepisana.