„Tak, droga panno, nie widział. I gdyby postawiono przed nim na stole model jego własnych nóg, toby ich nawet nie poznał. Chodził codziennie do swego biura, przystrojony w piękny, złoty łańcuch, zwieszający mu się prawie na półtorej stopy i przy złotym zegarku w kieszeni, który wart był... boję się, bym nie powiedział za wiele — słowem, który wart był tyle, ile może być wart wielki, gruby, okrągły zegarek, tak samo gruby i okrągły jak ów gentleman, tylko że miał stosunkowo większy cyferblatt. „Lepiejbyś zrobił, gdybyś nie nosił tego zegarka“, mówili mu przyjaciele, „zobaczysz, że ci go ukradną“. „A chciałbym“, powiada, „widzieć złodzieja, któryby był w stanie wyciągnąć go z kieszeni; bo ja sam, niech mię Bóg ma w swej opiece“, powiada, „żadną miarą nie mogę go stamtąd wydobyć; tak jest tam przyciśnięty, że gdy chcę wiedzieć, która godzina, to muszę zaglądać do okna zegarmistrza“. To mówiąc, tak się śmiał, że obawiano się, by nie pękł. Tak tedy z głową upudrowaną i harcapem, toczył się po ulicy ze swym złotym łańcuchem i zegarkiem, który omal że nie rozpłaszczył się w kieszeni. A nie było w całym Londynie złodzieja, któryby już nie ciągnął za ten łańcuch; ale łańcuch nigdy nie chciał się zerwać a zegarek wyleźć. Znudziło to wkońcu złodziejów, a tłusty gentleman, powracając do domu śmiał się tak, iż mu się kołysał harcap, jakby wahadło wielkiego zegara. Nakoniec, pewnego dnia, gdy się tak toczył najspokojniej, spostrzega pewnego rzezimieszka, znanego mu z widzenia, idącego z małym chłopcem o bardzo wielkiej głowie. „Znów chcą próbować“, pomyślał stary gentleman, „ale nie uda im się!“ Więc zaczyna drwić sobie, wtem mały chłopiec puszcza rękę złodzieja i uderza starego gentlemana w sam środek brzucha tak silnie, iż z bólu omal nie rozpadł się na dwoje. Gentleman poczyna krzyczeć: „Mordercy!“ a złodziej mówi mu do ucha: „Już go mam!“ Zegarek i łańcuch znikły. A co najgorsze, że od tej pory organa trawienia starego gentlemana zostały nadwerężone na cały dalszy ciąg jego życia. To też zapamiętaj to sobie, mój młody żarłoku, i staraj się, byś niebardzo utył“.
Gdy Sam ukończył to moralne opowiadanie, które żywo zajęło pyzatego chłopca, wszyscy troje poszli do kuchni.
Tu już wszyscy byli zgromadzeni, według dorocznego zwyczaju ściśle przestrzeganego od niepamiętnych czasów przez przodków pana Wardle. Gospodarz własnemi rękami zawiesił ogromną gałąź na samym środku sufitu, co było powodem mnóstwa scen, zamieszania i walk[1]. Wśród powszechnego gwaru i tłoku, pan Pickwick, z galanterią, któ-
- ↑ Jest zwyczaj w Anglji, iż na Boże Narodzenie zawiesza się w pokoju, gdzie są wszyscy zebrani, wielką gałąź u sufitu, kto pod nią kogo podprowadzi, ten ma prawo ucałować podprowadzoną osobę.