wać oczu od twarzy panny Lobbs; nic też dziwnego, że panna Lobbs, dostrzegłszy, iż przypatruje jej się młody człowiek, natychmiast cofnęła się z okna i zapuściła żaluzje. Nie można się też dziwić, że Nataniel Pipkin natychmiast rzucił się na zuchwałego chłopca i wytłukł go ile mu tylko podyktowało jego zbolałe serce. Wszystko to jest bardzo naturalne i niema w tem nic dziwnego.
Dziwne jest w tem wszystkiem tylko, to, że ani nieśmiałość, ani nerwowość, ani skromne dochody pana Pipkina nie mogły go od tej chwili powstrzymać od starań o rękę i serce jedynej córki dumnego Lobbsa, starego Lobbsa, znakomitego siodlarza, który jednem pociągnięciem pióra mógł kupić całe miasteczko i nigdy nie liczył się z wydatkami! Tego Lobbsa, o którym mówiono, że ma nieprzebrane skarby zamknięte w małej żelaznej szafce, od której klucz zawsze leżał na kominku w bawialni! Tego Lobbsa, który na uroczystych przyjęciach podawał prawdziwy srebrny imbryk, i do tego srebrny dzbanuszek do śmietanki i takąż cukiernicę, i który mówił, że wszystkie te skarby przejdą na tego, kogo wybierze serce jego córki. Powtarzam, że było rzeczą nader zdumiewającą iż Nataniel Pipkin odważył się podnieść wzrok na pannę Lobbs. Ale miłość jest ślepa: zaś Nataniel miał błąd w oczach: i, być może, te dwa fakty razem wzięte przeszkodziły mu widzieć rzeczy we właściwem świetle.
Gdyby Lobbsowi przyszedł choćby cień myśli do głowy, że Pipkin ośmiela się żywić podobne uczucia, rozbiłby w puch pokój szkolny, zmiótł z powierzchni ziemi nauczyciela i uczynił jeszcze wiele tym podobnych a okrutnych rzeczy, które wprost trudno byłoby opisać. Straszny był bowiem stary Lobbs, kiedy obrażono jego dumę i zagrała w nim krew. A umiał kląć! Tak potworne potoki przekleństw wypływały czasami z ust tego człowieka, kiedy wyrzucał lenistwo swemu kościstemu i cienkonogiemu terminatorowi, że Nataniel Pipkin, słysząc to, pocił się ze strachu, a uczniom włosy stawały dęba.
Tak to było. Dzień w dzień, kiedy kończyły się lekcje i uczniowie rozchodzili się, Nataniel Pipkin siadał przy oknie, udawał, że czyta i ukradkiem szukał pięknych oczu Panny Lobbs. Niewiele dni tak spędził, a już owe piękne oczy pojawiały się w oknie, pozornie bardzo zajęte czytaniem. Napełniało to serce Nataniela Pipkina pociechą i rozkoszą. Znaczyło to dla Nataniela Pipkina tyle, że mógł siedzieć tak godzinami i patrzeć na piękną twarzyczkę ze spuszczonemi oczami. Ale rozkosz jego nie miała granic, kiedy te oczy podnosiły się i wysyłały promienie w jego kierunku. Pewnego razu, wiedząc, że stary Lobbs wyszedł,
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/21
Ta strona została przepisana.