„Jeżeli kiedy zadam się z tymi ludźmi“, pomyślał pan Winkle, idąc pod „Srebrnego pawia“, „to warto będzie dać mi w skórę“.
Przyjaciele jego byli gotowi; wkrótce nadszedł dyliżans, a po upływie pół godziny trzej pickwickiści byli już u kresu swej podróży. Ponieważ jednak o drodze tej już mówiliśmy, przeto nie uważamy za stosowne podawać pięknego i poetyckiego jej opisu pióra pana Snodgrassa.
We drzwiach oberży pod „Aniołem“ czekał na nich Sam Weller i zaraz wprowadził ich do apartamentu pana Pickwicka.
Tu, ku wielkiemu zdziwieniu pana Winkle i pana Snodgrassa i ku niezmiernemu zmieszaniu pana Tupmana, zastali starego pana Wardle i pana Trundle.
„Jak się pan ma?“ zawołał wesoły starzec, ściskając rękę pana Tupmana. „No, no! Nie przybieraj pan sentymentalnej miny. To się na nic nie przyda, stary kolego. Z przywiązania do niej, pragnąłbym, byś się z nią ożenił, ale w interesie pana cieszę się, że się tak nie stało. Taki zuch, jak pan, znajdzie coś lepszego“.
Pocieszając w ten sposób pana Tupmana, pan Wardle uderzał go po ramieniu, śmiejąc się z całego serca.
„A wy, panowie, jakże się miewacie?“ mówił dalej stary gentleman, ściskając za rękę panów Winkle i Snodgrassa. „Mówiłem już panu Pickwickowi, iż zapraszam was wszystkich na Boże Narodzenie. Będziemy mieli wesele, prawdziwe wesele!“
„Wesele“, zawołał pan Snodgrass, blednąc.
„Tak, tak. Ale nie przerażaj się pan“, odrzekł uprzejmy starzec; „to tylko Trundle, którego tu widzicie, i Bella“.
„A! Tylko to!“ odrzekł pan Snodgrass, któremu ulżyło na sercu, jakby zdjęto z niego żelazną rękę. „Winszuję panu. Jak się ma Joe?“
„Joe? Bardzo dobrze, ciągle śpi“, odparł stary gentleman.
„A szanowna matka pana? A wikary? A inni?“
„Doskonale“.
„Panie“, zapytał pan Tupman, siląc się na spokój, „gdzie jest... gdzie jest ona?“ A mówiąc to, odwrócił się i zakrył sobie twarz ręką.
„Ona?“ odrzekł stary gentleman, pochylając głowę filuternie...zapewne pyta pan o moją siostrę?“
Pan Tupman znakiem dał do zrozumienia, iż rzeczywiście pytanie jego dotyczy nieszczęsnej Racheli.
„O! Ona pojechała; mieszka teraz u jednej z naszych krewnych, daleko. Nie mogła dłużej znosić widoku moich
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/32
Ta strona została przepisana.