córek. Ale otóż i obiad; pewno głodni jesteście po podróży, bo ja i bez tego jestem głodny. A więc, do roboty!“
Obiadowi oddano pełną sprawiedliwość, a gdy podano deser i wszyscy wygodnie rozsiedli się, pan Pickwick opowiedział przygody, jakie go spotkały, i triumf, jakim uwieńczony został niecny podstęp szatańskiego Jingle. Zwolennicy znakomitego męża niemal skamienieli z oburzenia.
„A na dobitek“, dodał mistrz, „reumatyzm, który złapałem, sprawił, że okulałem“.
„Mnie także wydarzyła się awantura“, rzekł pan Winkle z uśmiechem — i na żądanie pana Pickwicka opowiedział o złośliwym paszkwilu „Niepodległości“, i wynikłym z tej przyczyny niepokoju w domu redaktora „Gazety eatanswillskiej“.
Czoło pana Pickwicka zachmurzyło się podczas tego opowiadania. Przyjaciele jego dostrzegli to, i gdy pan Winkle zamilkł, zachowali głębokie milczenie. Po chwili mistrz z uniesieniem uderzył w stół zaciśniętą pięścią i przemówił jak następuje:
„Czyż to nie dziwne, że wydawać się może, jakbyśmy byli przeznaczeni, na to, by wchodząc w czyjś dom, wnosić tam z sobą niesnaski! Powiedźcie, czy nie mam powodów przypuszczać, że przyjaciele moi są lekkomyślni, albo, co gorsza, wprost źli, — o, jak trudno powiedzieć coś takiego! — gdy widzi się, jak w każdym domu, dokąd przybędą, znika spokój serca i szczęście domowe jakiejś łatwowiernej kobiety. Czyż nie...“
Według wszelkiego prawdopodobieństwa, pan Pickwick mówiłby na ten temat jeszcze przez dłuższy czas, gdyby ukazanie się Sama z listem nie przerwało jego wymownych słów. Potarł więc ręką czoło, zdjął okulary, te przetarł również i znowu włożył je na nos; wystarczyło to, by przybrał zwykły swój łagodny wygląd i zapytał:
„Cóż to przynosisz mi, Samie?“
„Przychodzę z poczty, ponie; znalazłem tam ten list, który od dwóch już dni leżał“.
„Nie znam tego pisma“, rzekł pan Pickwick, otwierając list. „Niech niebo ma nas w swej opiece! Co to takiego? To chyba sen!... To... to być nie może“.
„Cóż takiego?“ zapytali wszyscy biesiadnicy.
„Spodziewam się, że nikt nie umarł?“ rzekł pan Wardle, przerażony wyrazem twarzy pana Pickwicka.
Filozof nic nie odpowiedział, ale podając przez stół list, poprosił pana Tupmana, by go odczytał głośno; sam zaś padł na krzesło, zdumiony i przerażony, że aż litość brała.
Pan Tupman drżącym głosem przeczytał list następującej treści.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/33
Ta strona została przepisana.