Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/38

Ta strona została przepisana.

„Bardzo dobrze“, pośpieszył dodać Sam, który także pragnął widzieć polowanie. „Dobrze mówisz, mój malcze. Zaraz sprowadzę taczki!“
Ale tu powstała nowa trudność. Słuszny strzelec stanowczo zaprotestował przeciw udziałowi w polowaniu gentlemana w taczkach, oświadczając, że byłoby to niesłychanem pogwałceniem wszelkich myśliwskich reguł i zwyczajów.
Sprzeciw był poważny. Ułagodzono jednak strzelca, wsunąwszy mu coś w łapę, a on sam ulżył swemu sercu, biorąc w obroty głowę małego chłopca, który doradził użycia taczek, poczem karawana ruszyła. Naprzód szedł pan Wardle ze strzelcem; pan Pickwick w taczkach, popychanych przez Sama, stanowił straż tylną.
„Stój Samie!“ krzyknął pan Pickwick, zaledwie przeszli pierwszą miedzę.
„A co tam!“ zapytał pan Wardle.
„Nie ruszę się z miejsca“, odpowiedział pan Pickwick, „jeżeli Winkle nie będzie inaczej trzymał strzelby“.
„Jakże ją mam trzymać?“ zapytał nieszczęśliwy pan Winkle.
„Lufą do dołu“.
„To nie po myśliwsku“, zauważył pan Winkle.
„Co mi tam, że nie po myśliwsku! Nie mam ochoty, by z powodu jakiejś formalności zastrzelono mię w taczkach“.
„Założyłbym się, że ten pan wpakuje komuś nabój zanim się spostrzeże“, mruknął wysoki strzelec.
„Dobrze, dobrze!“ odrzekł nieszczęśliwy pan Winkle, odwracając strzelbę; „wszystko mi jedno...“
„Wzajemne ustępstwa stanowią urok życia“, zauważył Sam, i pochód ruszył dalej.
Zaledwie zrobiono sto kroków, gdy pan Pickwick znów krzyknął:
„Stójcie!“
„Cóż tam znowu?“ zapytał pan Wardle.
„Strzelba Tupmana jest tak samo niebezpieczna“.
„Co? Niebezpieczna?“ zawołał pan Tupman, wielce przestraszony.
„Niebezpieczna, jeżeli ją pan tak trzymać będzie, jak obecnie. Przykro mi, ale nie mogę jechać dalej, jeżeli nie zniżysz jej tak, jak Winkle“.
„Sądzę, że dobrze pan zrobi“, dodał strzelec, „bo w przeciwnym razie wsadzisz pan nabój we własną, albo cudzą kamizelkę“.
Pan Tupman z pośpiechem, pełnym najdalej idącej uprzejmości, nadał swej strzelbie żądane położenie; znowu ruszono z miejsca. Dwaj amatorzy polowania szli z przewróconemi strzelbami, jak para żołnierzy na pogrzebie.