Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/64

Ta strona została przepisana.

spać: ciągle był jakiś nieswój i niespokojny. „To wstrętne“, mówi. „Zrobię w tamtym pokoju sypialnię, a tu bawialnię!“ Zmienił umeblowanie, i odtąd spał bardzo dobrze, ale zato wieczorami nie mógł czytać. Czuł się zdenerwowany, niespokojny, ciągle poprawiał świece i oglądał się dokoła. „Nic nie rozumiem“, rzekł pewnego dnia powróciwszy wieczorem do domu. Wypił szklankę zimnego grogu i oparł się plecami o ścianę, aby nie obawiać się, że coś stoi za nim. „Nic nie rozumiem“ — powtórzył. W tem oczy jego zatrzymały się na drzwiach do małego alkierzyka, zawsze zamkniętych. Wtedy dreszcz przebiegł mu po całem ciele. „Nieraz już to odczuwałem“, powiada. „Coś jest nie w porządku z tym alkierzem!“ Zdobył się na odwagę, wziął w rękę pogrzebacz, otworzył drzwi... aż tu w kącie alkierza stoi trup poprzedniego lokatora, z maleńką flaszeczką w zaciśniętej dłoni — a miał twarz!...“ Mały człowieczek skończył, obejrzał się dokoła, spoglądając na zdziwione audytorjum z uśmiechem pełnym zadowolenia.
„Niezwykłe rzeczy opowiada pan nam“ powiedział pan Pickwick, patrząc na twarz staruszka przez okulary.
„Niezwykłe?!“ powtórzył staruszek. „Nonsens. Uważa pan to za niezwykłe, ponieważ nie wie pan, o co chodzi. To są rzeczy zabawne, ale nie niezwykle!“
„Zabawne?!“ zawołał mimowoli pan Pickwick.
„Zabawne. A może nie?“ odpowiedział mały człowieczek z szatańskim błyskiem w oczach, poczem natychmiast zaczął mówić dalej:
„Znałem ja i innego człowieka... niech sobie przypomnę... tak... przed czterdziestu laty... wynajął stare zniszczone mieszkanko w jednym z najstarszych domów w Inns... od wielu lat było już zamknięte. Mnóstwo babskich plotek przywiązanych było do tego miejsca — rzeczywiście, miejsce to nie było wesołe. Ale lokator był ubogi, a mieszkanie było tanie, było to więc wystarczającym powodem, by je wynajął, chociażby było dziesięć razy gorsze. Zmuszono go jednak do zakupienia starych gratów, które znajdowały się w tem mieszkaniu... a między innemi do kupna wielkiej szafy na papiery, z oszklonemi drzwiami, osłoniętemi od wewnątrz firanką. Rzecz zupełnie mu niepotrzebna, żadnych bowiem papierów nie posiadał, wszystko zaś, co miał do ubrania, nosił na sobie, co go bynajmniej zbytnio nie obciążało. Zebrał więc wszystkie swoje meble — nie było tego dużo, i cztery krzesła, które miał, ustawił tak, jakgdyby ich było dwanaście. Usiadł sobie wieczorem przed kominkiem i wypił jedną szklaneczkę whisky z dwóch galonów, które wziął był na kredyt. Myślał sobie właśnie, czy zapłaci za tę whisky, a jeżeli zapłaci, to kiedy; wtem oczy jego zatrzymały się na szklanych drzwiach szafy. „Ach!“ powiada.