Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/66

Ta strona została przepisana.

odparł duch. „Naprawdę, nigdy nie przyszło mi to do głowy. Powinienem zmienić klimat!“ I rzeczywiście, mówiąc to, zaczął znikać: nóg prawie już nie było widać. „Panie, panie!“ woła lokator za znikającym. „Możeby był pan łaskaw powiedzieć gentlemanom, którzy włóczą się po starych opuszczonych domach, ażeby zaprzestali tego? Oddałby pan w ten sposób wielką usługę społeczeństwu“. „Z wielką chęcią“, odpowiedział duch. „Co za głupcy z nas! Naprawdę głupcy! Nie rozumiem, jak mogliśmy być tak tępi!“ Z temi słowami duch zniknął. I, co najdziwniejsze“, dodał mały człowieczek, obrzucając cały stół spojrzeniem, „że nigdy nie wrócił!“
„Niezłe to opowiadanie, jeżeli prawdziwe“, powiedział gentleman, ozdobiony mozajkowemi spinkami, i zapalił świeże cygaro.
Jeżeli!“ zawołał mały człowieczek z nieskończenie pogardliwym wyrazem twarzy. „Przypuszczam“, rzekł, zwracając się do Lowtena, „że także moją historję z dziwnym klijentem, która zdarzyła mi się, kiedy byłem jeszcze dependentem, nazwie ten pan również nieprawdziwą. Teraz nie dziwiłbym się już niczemu“.
„Nie będę mówił o tem, czego nie słyszałem“, powiedział właściciel mozajkowych ozdób.
„Chciałbym usłyszeć tę opowieść“, rzekł pan Pickwick.
„Ach tak!! Niech pan opowie!“ dodał Lowten. „Nikt jej nie słyszał oprócz mnie! A i ja niebardzo ją pamiętam“.
Stary człowiek rozejrzał się po stole, błysnął oczami groźnie, niesamowicie i jakby z triumfem, że wyczytał na każdej twarzy wyraz zaciekawienia. Poczem, potarłszy dłonią brodę i utkwiwszy wzrok w pułap, jakby w ten sposób chciał zebrać wszystko w pamięci, rozpoczął co następuje:

Opowieść o dziwnym klijencie.

„Mniejsza o to, skąd i jak dowiedziałem się tej historji“, zaczął stary. „Gdybym chciał ją opowiedzieć w takim porządku, w jakim do mnie doszła, musiałbym zacząć od środka, a doszedłszy do końca wrócić do początku. Wystarcza, że wiele z wypadków rozegrało się w moich oczach. O innych wiem, że rzeczywiście stały się, i żyją jeszcze ludzie, którzy je pamiętają.
„Na High Street, w dzielnicy Borough, koło kościoła Ś-tego Jerzego, po tej samej stronie co kościół, stoi, jak to przeważnie wszyscy wiedzą, najmniejsze z naszych więzień za długi, Marshalsea. Chociaż w ostatnich czasach bardzo się zmieniło i niczem nie przypomina brudnego kanału, jakim było przedtem, to nawet w tej zmienionej postaci stanowi małą pokusę dla dziwaków i małą pociechę