„To bardzo źle, że cię opuszczam, Jurku”, powiedziała. „Ale taka jest wola Boga i musisz się Jej poddać przez wzgląd na mnie. O! Jakże Mu dziękuję, że zebrał naszego malca! Jest szczęśliwy, jest w niebie! Cóż począłby bez matki?!”
„Nie umrzesz Marjo, nie możesz umrzeć!” zawołał mąż, zrywając się. Zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoju, gryząc pięście. Potem siadł przy niej i, objąwszy ją ramieniem, ciągnął już o wiele spokojniej. „Uspokój się, najdroższa! Proszę, błagam! Jeszcze będziesz żyła!”
„Nie, nie, Jurku!” odpowiedziała umierająca kobieta.
„Niech mię pochowają przy moim kochanym chłopczyku, ale obiecaj mi, że jeżeli kiedykolwiek wyjdziesz z tego strasznego miejsca i będziesz bogaty, przeniesiesz nas oboje na jakiś wiejski cmentarz, daleko stąd, bardzo daleko — gdzie będziemy mogli leżeć spokojnie! Drogi Jurku! Obiecaj mi!”
„Obiecuję! Obiecuję!” zawołał mężczyzna, rzucając się przed nią na kolana. „Mów do mnie, Marjo! Powiedz choć słówko! Spojrzyj na mnie!”
„Urwał. Ramię, które obejmowało jego szyję, nagle zesztywniało. Głębokie westchnienie wyrwało się z piersi nieszczęśliwej, wargi poruszyły się, uśmiech zakwitł na twarzy... Ale wargi te były blade a uśmiech rozwiał się natychmiast. Był teraz sam na świecie.
„Tej nocy, w ciszy i samotni swego opuszczonego pokoju, nieszczęśliwy człowiek klęczał długo przy zwłokach umarłej małżonki i wołał Boga na świadka swojej strasznej przysięgi, że od tej chwili poświęci się cały zemście za śmierć żony i dziecka. Że odtąd, do ostatniego tchnienia, wszystkie siły poświęci temu tylko celowi. Że zemsta jego będzie straszna. Że nienawiść jego nie umrze i nie osłabnie. Że po całym świecie będzie prześladował swoich krzywdzicieli.
„Rozpacz bezgraniczna i namiętność prawie nieludzka dokonały takich strasznych zmian w jego twarzy i całej postaci, że towarzysze niedoli z trudem poznali go nazajutrz, gdy ich mijał. Oczy miał przekrwione i błyszczące, twarz śmiertelnie bladą a ciało zgarbione jak starzec. W przystępie bólu zagryzł dolną wargę tak mocno, że krew spływała mu po brodzie, barwiąc koszulę i chustkę na szyi. Ani jednej łzy, ani jednej skargi... ale niespokojny wzrok i szybkość, z jaką przemierzał dziedziniec, zdradzały gorączkę, która go pożerała.
„Ciało żony musi być natychmiast, bez zwłoki, usunięte z celi. Przyjął wyrok spokojnie i uznał konieczność tego zarządzenia. Prawie wszyscy towarzysze niedoli zebrali się, aby wziąć udział w tej ceremonii. Cofnęli się na widok
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/69
Ta strona została przepisana.