zerkać na Sama, jakby go zajmowała niesłychanie operacja, której się ten poddawał.
„A to jakiś oryginał, sądząc z wyglądu“, pomyślał Sam, gdy oczy jego po raz pierwszy spotkały się z oczami nieznajomego w fjoletowej liberji, odznaczającego się bladą, szeroką i płaską twarzą, zapadłemi oczami i ogromną głową, z której spadały pukle czarnych, połyskujących włosów.
„A to oryginał“, pomyślał Sam Weller i począł myć się dalej, nie myśląc o nim więcej.
Tymczasem człowiek w fjoletowej liberji spoglądał ciągle to na Sama, to na modlitewnik, jakgdyby miał ochotę rozpocząć rozmowę. Wkońcu, by mu to ułatwić, Sam przemówił pierwszy, familiarnie kiwnąwszy głową:
„Jak się masz, kochaneczku?“
„Szczęśliwy jestem, iż mogę powiedzieć, że nieźle“, odpowiedział fjoletowy człowiek mierzonym głosem i starannie zamknął swą księgę. „Spodziewam się, że i pan ma się nieźle“.
„Eh! Byłoby mi jako tako, gdybym się nie czuł, jak chodząca butelka wódki“, odparł Sam. „Czy mieszkasz tutaj?“
Fjoletowy człowiek odpowiedział twierdząco.
„Dlaczego więc nie byłeś wczoraj razem z nami?“ zapytał Sam, wycierając sobie twarz ręcznikiem. „Wydaje mi się, że się lubisz pobawić; wyglądasz jak pstrąg w koszu“, dodał ciszej nieco.
„Wyjeżdżałem z moim panem“.
„A jak się twój pan nazywa?“ zapytał żywo Sam Weller, którego twarz poczerwieniała pod podwójnym wpływem: zdziwienia i tarcia ręcznikiem.
„Fitz-Marshall“, odrzekł fjoletowy człowiek.
„Podaj łapę!“ zawołał Sam, podchodząc ku niemu. „Mam ochotę zaznajomić się z tobą; twoja fizjonomja podoba mi się, mój ty czopie“.
„A to szczególne“, odrzekł fjoletowy człowiek z wielką prostotą. „Pańska tak mi się podobała, iż miałem ochotę przemówić do pana od pierwszej chwili, jak go ujrzałem pod pompą“.
„Czy być może?“
„Na honor! Czyż to nie szczególne, co?“
„Bardzo szczególne“, odrzekł Sam, ciesząc się w duchu z dobroduszności nieznajomego. „A jak ci na imię, mój patrjarcho?“
„Hiob“
„Piękne imię. Jedyne, o ile wiem, którego nie skrócono!... A nazwisko?“
„Trotter“, odrzekł nieznajomy. „A wy?“
Sam przypomniał sobie rozkaz swego pana i odpowiedział:
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/7
Ta strona została przepisana.