„Niech pani pójdzie do starego“, powiedział do kobiety, która otworzyła mu drzwi. Potem dał znak oficerowi, żeby z nim wyszedł na ulicę. „Zdaje mi się, że jest chory“.
„Stara zamknęła drzwi i szybko pobiegła na górę. Starzec nie żył.
„Pod wielka płytą mogilną, na jednym z najcichszych i najbardziej ustronnych cmentarzy w hrabstwie Kent, na którym bujne kwiaty mieszają się z trawą, tworząc jeden z najpiękniejszych ogrodów w Anglji, spoczywają kości młodej matki i jej miłego dzieciątka. Ale popioły ojca nie połączyły się z ich popiołami. Od opisanej powyżej nocy adwokat nigdy w życiu nie otrzymał już znaku od swego dziwacznego klijenta“.
Skończywszy mówić, stary jegomość podszedł zdecydowanym krokiem do wieszadła w kącie pokoju i włożył kapelusz i płaszcz. Potem, nie mówiąc słowa, wyszedł. Ponieważ gentleman w mozajkowych spinkach usnął a większość towarzystwa była zaabsorbowana wesołą czynnością, jaką jest kapanie roztopionego łoju do szklanek z gorącą wodą i wódką, pan Pickwick wycofał się niepostrzeżenie i, zapłaciwszy rachunek za siebie i za Sama Wellera, wyszedł w towarzystwie tego gentlemana z gospody pod „Sroką i Ogarkiem“.
„Czy to są ruchomości twego gubernatora?“ zapytał Weller swego syna, na trzeci dzień po przytoczonej poprzednio rozmowie, gdy Sam z kufrem i torbą podróżną zjawił się na dziedzińcu oberży pod „Bykiem“ w White-chapel.
„Jakiżeś ty domyślny!“ odparł pan Weller młodszy, składając swe brzemię i siadając na niem. „Gubernator zaraz tu przybędzie“.
„Zapewne dorożką?“ rzekł ojciec.
„A tak! Za ośm pensów może przecież kupić sobie to, że go dwie mile trząść będą bezlitośnie“, odparł syn. „Jak się ma macocha?“
„Szczególnie, Sammy, szczególnie“, odrzekł Weller poważnie. „Niedawno zabrnęła pomiędzy metodystów i stała się diabelnie pobożna. To istota zanadto dobra dla mnie. Czuję, że nie jestem jej godzien“.
„Ha!“ zawołał Sam. „Zbyt wielka skromność z twojej strony“.
„Tak jest!” odparł ojciec westchnąwszy. „Zajmuje się teraz jakimś nowym wynalazkiem, dorośli ludzie rodzą się