niby drugi raz. Zdaje mi się, że nazywa to nowem życiem. Bardzobym chciał zobaczyć, Sammy, jak ten wynalazek funkcjonuje. Bo gdyby twoja macocha naprawdę na nowo się narodziła, zaraz oddałbym ją do mamki. Wiesz co one zrobiły niedawno?“, ciągnął pan Weller dalej po chwili milczenia, przykładając wielokrotnie palec do nosa, „wiesz, co one zrobiły niedawno?“
„Nie wiem; a co?“ odparł Sam.
„Urządziły wielką herbatkę. Raz staję przed naszą oberżą i widzę małą kartkę z napisem: „Bilety po dwa szylingi, zgłosić się do komitetu. Sekretarz, pani Weller“. Wchodzę do domu. Komitet zasiada w pokoju od dziedzińca.
„Czternaście kobiet! Chciałbym, żebyś je zobaczył, Sammy! Wydawały postanowienia, uchwalały podatki, kontrybucje i tym podobne bzdury. Dobrze. Macocha twoja namawia mię, bym poszedł na posiedzenie; poszedłem, licząc na to, że zobaczę coś śmiesznego. Płacę za bilet. W piątek, o szóstej godzinie wieczorem, wybieram się z żoną, ubrawszy się galanto.
„Przychodzimy na pierwsze piętro; tam przygotowano filiżanek na jakie trzydzieści osób. Kupa kobiet poczyna szeptać, spoglądając na mnie, jakgdyby nigdy dotąd nie widziały gentlemana w wieku około pięćdziesięciu pięciu lat i odpowiedniej tuszy. Wtem słyszę wielki ruch na schodach: ukazuje się chudy, długi jegomość z czerwonym nosem, w białej chustce na szyi i wyśpiewuje: „Oto idzie pasterz odwiedzić swą wierną trzodę“. Następnie zjawia się jegomość tłusty, biały, i uśmiecha się jak małpa.
„Pocałunek pokoju“, powiada pasterz i całuje wszystkie kobiety po kolei. Gdy skończył, zaczyna to samo czerwononosy. Wtedy przychodzi mi na myśl, że i ja mogę zrobić to samo, zwłaszcza, że koło mnie siedziała dama szczególnie przystojna. Ale wtem nadchodzi herbata wraz z twoją macochą, która dotąd była zajęta na dole jej przyrządzaniem. Więc zaczęto śpiewać hymn, a potem pić i jeść: ale jak pić i jak jeść! Chciałbym, byś widział, jak pasterz obrabiał szynkę i ciasta. Czerwonosy także nie był z tych, których chciałbyś mieć na wikcie za ileś tam na miesiąc. Dobrze. Załatwiwszy się z pożywieniem, znowu beczą hymn, potem pasterz zaczyna kazanie. Kazanie piękne, zważywszy zwłaszcza, iż miał już niewątpliwie początki niestrawności po szynce i ciastach. — Wtem, zatrzymuje się nagle i ryczy: „Gdzie jest grzesznik? Gdzie jest nędzny grzesznik?“ Wszystkie kobiety spoglądają na mnie i poczynają wzdychać. To wydało mi się dziwne, ale jeszcze nic nie mówiłem. Po chwili kaznodzieja zatrzymuje się znów, wpatruje się we mnie i mówi: „Gdzie jest grzesznik? Gdzie jest nędzny grzesznik?“ Kobiety zaczynają znowu wzdychać, tylko
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/77
Ta strona została skorygowana.