Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

„Wszystko to są ludzie zniechęceni do życia“, powiedział pan Weller senior.
„A?“ spytał pan Pickwick.
„Tak jest. Odsunęli się od świata i żyją na rogatkach. Trochę dlatego, że szukają samotności, a trochę, żeby zemścić się na ludziach przez pobieranie myta“.
„Jak Boga kocham!“ zawołał Pickwick. „Nigdy nie przyszło mi to do głowy!“
„Fakt, proszę pana“ powiedział Weller. „Gdyby to byli gentlemani, powiedzielibyśmy, że to mizantropi, ale tak mówi się poprostu: szczupaki“.
Takiemi rozmowami, posiadającemi jednocześnie czar rozrywki i pożytku, łagodził pan Weller uciążliwość podróży, trwającej większą część dnia. Tematu do rozmów nigdy nie zbrakło, gdyż, jeżeli nawet w elokwencji pana Wellera następowała pauza, natychmiast wypełniały ją gorące domagania się pana Magnusa, który pragął poznać historję życia wszystkich towarzyszów podróży, przyczem na każdym postoju wyrażał obawę o los dwóch pudeł, walizki i kartonowego pudełka.
Przy głównej ulicy Ipswich, po lewej stronie drogi, parę kroków za otwartym placykiem przed ratuszem, znajduje się oberża znana szeroko i daleko jako oberża pod „Wielkim białym koniem“. Nad głównemi jej drzwiami mieści się jego ogromny kamienny wizerunek, przedstawiający czworonożne to zwierzę z rozwianą grzywą i ogonem, podobne nieco do piwowarskiego konia, który dostał pomieszania zmysłów. Oberża ta słynna jest z tego, z czego słynie jakiś nagrodzony na wystawie wół, albo zapisany w historji okolicy burak, albo olbrzymi wieprz — mianowicie ze swej potwornej wielkości. Posiada ona cały labirynt korytarzy i mnóstwo pokoi, wilgotnych i źle oświetlonych, tudzież taką samą ilość małych gabinetów. Tu właśnie zatrzymał się dyliżans i tu wysiedli pan Pickwick, Sam i pan Piotr Magnus.
„Czy pan zatrzyma się tu?“ zapytał pan Magnus filozofa, zabrawszy wszystkie swe rzeczy.
„Tak jest, panie“.
„Boże wielki!“ zawołał pan Magnus. „Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się coś równie dziwnego! Ja także tu się zatrzymam. Spodziewam się, że będziemy razem jedli obiad?“
„Z przyjemnością! Ale przedtem muszę się dowiedzieć, czy niema tu moich przyjaciół? Garson — czy niema tu gentlemana nazwiskiem Tupman?“
Korpulentny jegomość z serwetką z przed tygodnia pod pachą i w pończochach z tej samej epoki na nogach, nie spiesząc się, przerwał swoje zajęcie, które możnaby