Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/84

Ta strona została przepisana.

cały labirynt pogmatwanych korytarzy w przeciwną stronę oberży.
„Oto jest pokój pana“, rzekła służąca.
Była to dość duża sala o dwóch łóżkach, w której palił się ogień — w każdym razie znacznie milsze miejsce pobytu, niż tego mógł się pan Pickwick spodziewać, sądząc po krótkich doświadczeniach, poczynionych pod „Wielkim Białym Koniem“.
„Rozumie się“, rzekł pan Pickwick, „że w tem drugiem łóżku nikt nie śpi“.
„Nikt, panie“, odrzekła dziewczyna.
„Bardzo dobrze. Powiedz mojemu służącemu, iż go dziś nie potrzebuję; jutro rano niech mi przyniesie gorącej wody“.
Służąca wyszła, a pan Pickwick usiadł w fotelu i zamyślił się. Najpierw pomyślał o swoich przyjaciołach — kiedy się z nimi zobaczy? Potem myśli jego pobiegły do pani Marty Bardell. A od tej damy, oczywiście, powędrowały do brudnej kancelarii panów Dodsona i Fogga. Od pana Dodsona i Fogga skoczyły po przekątni w sam środek historji o dziwnym klijencie, potem wróciły pod „Wielkiego Białego Konia“ w Ipswich, co ostatecznie przekonało pana Pickwicka, że zasypia. Wstał więc i począł się rozbierać, ale nagle przypomniał sobie, że zostawił zegarek na stole w jadalni.
Był to ulubiony zegarek pana Pickwicka. Nosił go w zaciszu swojej kamizelki dłużej, niż chcielibyśmy mu to na tem miejscu wypominać. Myśl, że mógłby zasnąć, nie słysząc jego cykania pod poduszką lub na pantofelku nad łóżkiem, nigdy nie postała w jego głowie. Ponieważ było już późno, nie chciał dzwonić na służbę. Narzucił surdut, który zdjął przed chwilą i, wziąwszy lichtarz, ostrożnie zeszedł na dół.
Im więcej schodów mijał pan Pickwick, tem wydawało się ich być więcej. Za każdym razem, gdy natrafiał na wąski korytarz i winszował sobie, że jest już na parterze, nowa kondygnacja schodów zjawiła się przed jego zdumionemi oczyma. Wreszcie trafił na kamienną sień — pamiętał, że przez nią wszedł do oberży. Przeszedł jeden korytarz po drugim. Zaglądał do każdego pokoju. Wreszcie, gdy już stracił nadzieję i postanowił dać pokój poszukiwaniom, otworzył drzwi pokoju, w którym spędził wieczór i ujrzał swoją własność, leżącą na stole.
Pan Pickwick triumfalnie schwycił zegarek i puścił się w powrotną drogę do sypialni. Ale, jeżeli schodzenie po schodach połączone było z wieloma trudnościami i niepewnością, to wchodzenie po nich było o wiele kłopotliwsze. Całe rzędy drzwi, przed niemi trzewiki rozmaitego autora-