zegarka i wielki klucz z tego samego metalu dyndały swobodnie na kamizelce.
Powiedzieliśmy, że pan Weller zajęty był przygotowaniami do podróży; rzeczywiście, pożywiał się. Na stole stał przed nim kufel z piwem, talerz zimnej wołowiny i chleb bardzo przyzwoitych rozmiarów. Każdemu z tych przedmiotów Weller kolejno poświęcał swą uwagę z wzorową bezstronnością, gdy wtem dały się słyszeć kroki w korytarzu i syn stanął przed nim...
„Dzień dobry, Sammy“, rzekł Weller senior.
Sam przysunął sobie kufel z piwem i zamiast odpowiedzi wychylił spory łyk.
„Masz dobry spust“, rzekł na to ojciec zaglądając do wnętrza kufla, który jego pierworodny postawił nawpół wypróżniony na stole; „byłaby z ciebie znakomita pijawka, gdybyś się był urodził w tej profesji“.
„Tak, sądzę, że i w tym zawodzie potrafiłbym dokonać czegoś niezwykłego“, odpowiedział Sam, żywo zabierając się do wołowiny.
„Bardzo jestem oburzony, Sammy“, zaczął znów Weller senior, zakreślając kuflem kółka po stole, by zamięszać resztę piwa, „bardzo jestem oburzony tem, że tak cię wyfrycofał ten fjoletowy smyk. Aż do tego dnia myślałem, że wyrazy „Weller“ i „wyfrycowany“ nigdy spotkać się nie mogą“.
„Z wyjątkiem zapewne tych wypadków, gdy chodzi o wdowy“, rzekł Sam.
„Wdowy, Sammy“, odrzekł ojciec, mieniąc się nieco, „wdowy są wyjątkiem ze wszystkich reguł. Mówiono mi kiedyś, ile to zwyczajnych kobiet warta jest jedna wdowa, gdy chodzi o wyprowadzenie w pole. Zdaje mi się, że dwadzieścia pięć, Sammy, ale bodaj czy nie więcej“.
„Dwadzieścia pięć, to już piękna liczba“, zauważył Sam.
„Zresztą“, mówił dalej Weller, nie zwracając uwagi na wtręty Sama, „to zupełnie co innego. Wiesz co powiedział adwokat o tym gentlemanie, co to bijał swoją żonę, gdy był wesoły: „Wkońcu, milordzie nie jest to nic więcej, tylko słabostka“. Otóż ja powtarzam to samo w zastowaniu do wdów; jak będziesz miał moje lata, Sammy, to także będziesz tego zdania“.
„Oj! Zdaje mi się“, odrzekł syn, „że nie! Zdaje mi się, że będę mądrzejszy!“
„Mądrzejszy!“ powtórzył Weller, uderzając pięścią w stół, „mądrzejszy! Ale ja znam chłopaka, który nie ma ani czwartej części twojej edukacji, który nawet sześciu miesięcy nie wałęsał się po ulicach... a który, gdyby go tak wyfrycowano, jak ciebie, zaczerwieniłby się po same biał-
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/91
Ta strona została przepisana.