Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/106

Ta strona została przepisana.

rowym z olbrzymią przewagą pończoch. Kiedy nowoprzybyli zostali powitani przez poprzednich gości, pan Tuckle zaprojektował, by podawano kolację, czemu reszta towarzystwa przytaknęła jednogłośnie.
Sklepikarz i jego żona ustawili na stole gotowany udziec barani, na gorąco, z kartoflami, sosem kaparowym i brukwią. Pan Tuckle zajął miejsce u szczytu, naprzeciw niego zasiadł gentleman w pomarańczowych aksamitach, sklepikarz naciągnął białe skórkowe rękawiczki do prania i stanął za krzesłem pana Tuckle.
„Harris!“ zawołał pan Tuckle rozkazującym głosem.
„Słucham pana!“ odpowiedział sklepikarz.
„Włożyłeś rękawiczki?“
„Tak jest, proszę pana!“
„Podaj nóż!“
„Słucham pana!“
Sklepikarz spełnił polecenie z oznakami największego szacunku. Podając nóż panu Tuckle, ziewnął od ucha do ucha.
„Co chcesz przez to powiedzieć?“ bardzo surowo zwrócił się do niego pan Tuckle.
„Przepraszam pana“, powiedział przerażony i zgnębiony sklepikarz. „Nie chciałem... wypsnęło mi się... Późno się wczoraj położyłem!“
„Powiem ci, co o tobie myślę“, powiedział pan Tuckle z naciskiem. „Jesteś ordynarne bydlę!“
„Mam nadzieję, panowie“; powiedział Harris, „że nie będziecie dla mnie bardzo surowi! Jestem panom bardzo wdzięczny za patronowanie mi i proszę o rekomendowanie innym, gdzie potrzebują dobrej usługi... Mam nadzieję, panowie, że potrafię panów zadowolnić!“
„Niebardzo, mój panie!“ powiedział Tuckle. „Jeszcze ci do tego daleko!“
„Jesteś nieuważny nygus!“ powiedział gentleman w pomarańczowych aksamitach.
„Zwykły rzezimieszek!“ dodał gentleman w zielonych pantalonach.
„Niewiarogodny blagier!“ dodał gentleman w purpurze.
Nieszczęśliwy sklepikarz kłaniał się bardzo nisko, gdy obrzucano go temi epitetami z tyranją właściwą ludziom małym. Kiedy już każdy dodał coś od siebie, żeby pokazać swoją wyższość, pan Tuckle zabrał się do krajania baraniny i obdzielania gości.
Zaledwie przystąpiono do najważniejszego punktu programu na ten wieczór, gdy drzwi otworzyły się i wszedł jegomość w błękitnem ubraniu i skórzanych trzewikach.
„Wbrew prawom! Wbrew prawom!“ powiedział pan Tuckle. „Zapóźno! Zapóźno!“