Na twarzy jegomościa w zielonych pantalonach odbiło się wahanie, czy można dopuścić, żeby prezesa oficjalnie nazywano Płomienistym, ale ponieważ kompanja zachowywała się w ten sposób, jakby jej chodziło o jej prawa a nie o jego, nie podnosił więc tej kwestji. Człowiek we wspaniałym kapeluszu posapał chwilę, spojrzał przeciągle na Sama, ale widocznie skombinował, że lepiej go nie zaczepiać, jeżeli nie chce więcej jeszcze oberwać.
Po krótkiej pauzie jegomość w haftowanym surducie sięgającym mu aż do pięt i w takiejże kamizelce, okrywającej mu do połowy łydki, zmieszał bardzo energicznie swój gin z wodą, i nagłym wysiłkiem podniósłszy się na równe nogi, oznajmił, że pragnie oznajmić coś kompanji, na co odrzekł gentleman w stosowanym kapeluszu, że kompanja chętnie posłucha, co gentleman w haftowanym surducie ma zamiar jej oznajmić.
„Czuję, sprawa to delikatna, że to właśnie ja występuję“, zaczął gentleman w długim surducie. „Mam nieszczęście być tylko stangretem i jestem w tem miłem gronie tylko członkiem honorowym, ale czuję się zmuszony, gentlemani — poprostu przyciśnięty do muru! — jeżeli wolno mi użyć tego wyrażenia — donieść o smutnem zdarzeniu, o którem doszła wieść do moich uszu. Gentlemani, nasz przyjaciel, pan Whiffers (wszyscy spojrzeli na gentlemana w pomarańczowych aksamitach), nasz przyjaciel, pan Whiffers, zgłosił rezygnację!“
Ogólne zdumienie padło na słuchaczy. Każdy z gentlemanów spojrzał na sąsiada, a potem przeniósł wzrok na stangreta.
„Wolno się panom dziwić“, ciągnął stangret. „Nie ośmielę się podać powodów tej niedąjacej się niczem okupić straty, ale proszę pana Whiffersa, by sam je wyjawił ku zbudowaniu i nauce swoich przyjaciół!“
Ponieważ głośno aprobowano projekt stangreta, pan Whiffers zaczął się tłumaczyć. Powiedział, że powinien był, być może, trzymać się posady, z której właśnie zrezygnował. Uniform był wprost wspaniały, kobiety w tej rodzinie przyjemne, a obowiązki związane z sytuacją, że się tak wyrazi, niezbyt uciążliwe: głównem jego zadaniem było stać w hallu i wyglądać oknem wraz z innym gentlemanem, który również zgłosił rezygnację. Chętnie oszczędziłby kompanji przykrych i niesmacznych szczegółów, jakie skłoniły go do jej zgłoszenia, ale ponieważ zażądano tego od niego, nie ma innej alternatywy. — Podawano mu zimne mięso!
Niepodobna opisać obrzydzenia, jakie to wyznanie wywołało u słuchaczy. Głośne okrzyki „Hańba!“ mieszały się z szemraniem i pomrukami, przynajmniej przez kwandrans
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/109
Ta strona została przepisana.