Pan Tuckle nie dał się prosić. Odłożył na bok kapelusz i laskę, które przed chwilą był ujął, i oznajmił, że wypije szklaneczkę z przyjaźni!
Ponieważ gentleman w błękitach szedł tą samą drogą, co pan Tuckle. więc również został. Kiedy wypito połowę ponczu, Sam kazał przynieść ze sklepiku ostryg. Efekt był tak rozweselający, że pan Tuckle, w stosowanym kapeluszu na głowie i z laską w ręku, odtańczył „taniec żab“ na stole miedzy talerzami i szklankami, zaś błękitny jegomość akompaniował mu na instrumencie skonstruowanym z kawałka papieru i włosa. Wreszcie, kiedy poncz miał się już ku końcowi — a noc również — postanowili rozejść się do domów. Pan Tuckle oznajmił, że nie wyjdzie na świeże powietrze, jeżeli nie pozwolą mu położyć się na progu. Sam uznał za bezlitosne sprzeciwiać się panu Tuckle, więc pozwolono mu robić, jak chce. Ponieważ stosowany kapelusz mógłby się przy tem pognieść, Sam wsunął go na łeb jegomościowi w błękitach, wsadził mu do ręki laskę pana Tuckle, i podprowadziwszy pod dom, zadzwonił. Poczem spokojnie udał się do siebie.
Na drugi dzień rano, pan Pickwick, zupełnie ubrany, wcześniej niż zwykle zadzwonił na swego wiernego sługę.
Gdy Sara wszedł, filozof kazał zamknąć drzwi i przemówił:
„Samie, tej nocy wydarzył się tu smutny wypadek, wskutek którego pan Winkle ma powód obawiać się gwałtowności pana Dowlera“.
„Tak jest panie, słyszałem o tem od gospodyni“.
„Przykro mi dodawać“, mówił dalej filozof, widocznie zaniepokojony i oburzony, „iż, obawiając się tej gwałtowności, pan Winkle wyjechał“.
„Odjechał?“
„Opuścił ten dom dziś rano, nie powiedziawszy ani słowa, i pojechał niewiadomo dokąd“.
„Powinien był pozostać“, rzekł Sam tonem stanowczym; „nie wiele potrzeba, by uśmierzyć tego Dowlera“.
„Być może, Samie, ja także mam pewne wątpliwości co do jego męstwa; ale, jakkolwiek jest, pan Winkle odjechał. Trzeba go wynaleźć, Samie, wynaleźć i sprowadzić do mnie“.
„A jeżeli nie zechce?“
„Trzeba tak zrobić, by zechciał, Samie“.
„A któż podejmie się tego?“ zapytał Sam z uśmiechem.
„Ty“.
„Bardzo dobrze.
Po tych słowach Sam wyszedł z pokoju i wkrótce potem pan Pickwick usłyszał, jak zamykał drzwi od ulicy. Po upływie dwóch godzin, powrócił, spokojny, jakby spełnił
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/111
Ta strona została przepisana.