Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/114

Ta strona została przepisana.

wierzchowności, z wielkiemi zielonemi okularami na nosie i ogromną książką w ręku, szybkim krokiem wszedł do sklepu i stanąwszy za stołem, zapytał, czego pan Winkle żąda.
„Przykro mi, iż przeszkadzam panu“, odrzekł pan Winkle; „ale chciałbym prosić, byś mi pan zechciał wskazać...“
„Cha, cha, cha!“ zawołał uczony gentleman, podrzucając w górę ogromną swą księgę i łapiąc ją bardzo zręcznie, w chwili gdy groziła potłuczeniem wszystkich flaszek, stojących na stole. „A to doskonałe!“
Jeżeli nieznajomy stosował te wyrazy do zręcznej ewolucji książką, to miał słuszność; ale pan Winkle tak był zdziwiony szczególnem postępowaniem młodego eskulapa, iż szybko począł cofać się ku drzwiom, niesłychanie przerażony tem oryginalnem przyjęciem.
„Jakto? Czy mię pan nie poznaje?“ zawołał chirurg...
Pan Winkle wybełkotał, iż nie ma przyjemności...
„A! Jeżeli tak, to mogę jeszcze mieć nadzieję! Jeszcze połowa starych kobiet Bristolu może być mojemi pacjentkami. A teraz, do djabła ze staremi szpargałami!“
To wezwanie stosowało się do grubej księgi, którą uczony gentleman cisnął w kąt sklepu; potem, zdjąwszy zielone okulary, ukazał zdumionym oczom pana Winkle prawdziwe rysy Boba Sawyera esq., niegdyś studenta w Borough i właściciela prywatnej rezydencji w Land-Street.
„A więc nie poznał mię pan?“ zawołał Bob Sawyer, przyjaźnie ściskając rękę pana Winkle.
„Nie! Słowo daję, że nie!“, odrzekł ten, ściskając rękę pana Sawyer.
„Jakto? Nie widział pan mego nazwiska?“ zapytał Bob, zwracając uwagę swego przyjaciela na drzwi zewnętrzne, nad któremi znajdował się napis: „Sawyer dawniej Nockemorf“.
„Nie zwróciłem na napis uwagi“, odrzekł pan Winkle.
„Gdybym był wiedział, że to pan“, zaczął znowu Bob, „wyskoczyłbym i uściskał go. Ale na honor, myślałem, że to przychodzi poborca podatkowy“.
„Naprawdę?“
„Tak, tak! Już miałem powiedzieć, że niema mię w domu i że jeżeli jest jakie pismo, to nie omieszkam doręczyć go sobie, gdyż poborca podatkowy nie zna mnie tak samo, jak i poborcy należytości za gaz i naprawę bruku. Wiem, że poborca kościelny podejrzewa mnie, jak również pobierający taksę za wodę, gdyż w pierwszym dniu mego tu przybycia wyrwałem mu ząb. Ale wejdź pan, wejdź!“
To mówiąc, Bob popchnął pan Winkle do tylnego pokoju, gdzie siedział, ni mniej ni więcej, tylko pan Ben Allen