Gdy rzeczywisty stan rzeczy jasno przedstawił się umysłowi pana Winkle, rysy tego gentlemana przybrały wyraz bardzo groźny. Oświadczył, iż jest zupełnie zadowolony, ale z taką miną, która przekonała Dowlera, iż gdyby zadowolony nie był, miałoby to straszliwe skutki. Pan Dowler był mu należycie wdzięczny za tę wspaniałomyślność i dwie wojujące strony rozstały się przed nocą, oświadczając sobie wieczną przyjaźń.
Była północ i pan Winkle już od pół godziny był pogrążony we śnie, gdy przebudziło go gwałtowne stukanie do drzwi. Zadrżał, zerwał się i ze strachu zapytał: „Kto tam?“
„Proszę pana“, rzekła służąca hotelowa, „jakiś młody człowiek chce się z panem koniecznie widzieć“.
„Młody człowiek!“ zawołał pan Winkle.
„Tak jest, panie“, odezwał się inny głos za drzwiami; „i jeżeli ten interesujący młody człowiek nie będzie bezzwłocznie wpuszczony, to niech się pan nie dziwi, gdy nogi jego ukażą się w pokoju pierwej, aniżeli głowa“.
Kończąc te wyrazy, nieznajomy wstrząsnął drzwiami, jakby dla nadania większej dobitności swemu zdaniu.
„To ty, Samie?“ zapytał pan Winkle, wyskakując z łóżka.
„Nie można poznać człowieka, nie widząc jego twarzy“, odpowiedział dogmatycznie głos za drzwiami.
Pan Winkle, nie mając już żadnej wątpliwości, odsunął zasuwki i otworzył drzwi. Sam wszedł bardzo szybko, zamknął drzwi na dwa spusty, klucz z powagą schował do kieszeni i, obejrzawszy pana Winkle od stóp do głowy, powiedział:
„A to pięknie się pan prowadzi!“
„Co to znaczy?“ zapytał pan Winkle z oburzeniem; „wyjdź stąd natychmiast! Co to znaczy?“
„Co to znaczy? A to doskonałe, jak powiedziała pewna dama do pasztetnika, który zamiast pasztetu sprzedał jej sam tłuszcz; co to znaczy? A to wyborne!
„Otwórz drzwi i zaraz mi się stąd wynoś!“
„Wyniosę się stąd, panie, akurat w tej samej chwili, co i pan“, odrzekł Sam tonem stanowczym i siadł z powagą.
„Jeżeli jednak będę zmuszony wziąć pana na plecy, to wyjdę o małą chwilę prędzej. Ale pozwól mi pan mieć nadzieję, iż nie dojdziemy do tej ostateczności, jak mówił pewien gentleman do upartego ślimaka, który nie chciał wyłazić ze skorupy, mimo że go kłuł szpilką, i który wskutek tego był zmuszony rozgnieść go między drzwiami“.
W końcu tej przydługiej mowy, Sam oparł sobie ręce na kolanach i począł wpatrywać się w pana Winkle z wyrazem
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/122
Ta strona została przepisana.