Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/127

Ta strona została przepisana.

ciebie; zrobiłbyś zły interes! Kłaniaj się państwu! Powiedz, niech nie czekają na mnie z obiadem, boby im wystygł!“
W odpowiedzi groom mruknął coś w tym rodzaju, że chętnieby zrobił porządeczek z wiadomą osobą, ale zniknął nie wykonawszy tej groźby i zatrzasnął za sobą drzwi, pomijając milczeniem tkliwą prośbę Sama, by na pamiątkę zostawił mu pukiel włosów.
Sam siedział na kamieniu i myślał. Postanowił pukać do każdych drzwi w obrębie pięciu mil od Bristolu. Z łatwością obejdzie od 150 do 200 domów dziennie i w ten niezawodny sposób znajdzie wkońcu pannę Arabellę Allen. Ale nagle przypadek rzucił mu pod nogi coś, na co mógłby czekać nadaremnie miesiącami.
Na łączkę, na której siedział, otwierały się trzy czy cztery furtki ogrodowe, należące do tyluż domów, które, aczkolwiek stały każdy zosobna, łączyły się ogródkami. Ponieważ ogródki były obszerne, dobrze rozplanowane, wysadzane drzewami, więc domy nietylko stały dość daleko od siebie, ale właściwie każdy z nich krył się przed innymi Sam siedział z oczyma utkwionemi w śmietnik sąsiedniego domu, w którym zniknął groom, rozważając w umyśle głębię trudności swego obecnego przedsięwzięcia, gdy furtka otworzyła się i na łączkę wyszła pokojówka, trzymając w ręku kilka dywaników, by je wytrzepać.
Sam tak był zajęty własnemi myślami, że prawdopodobnie poprzestałby na tem, by podnieść głowę, spojrzeć na pokojóweczkę, i co najwyżej zauważyć, że ma zgrabną figurkę. Ale wrodzona galanterja Sama nie mogła znieść spokojnie widoku pokojówki trzepiącej bez niczyjej pomocy dywany, zbyt ciężkie na jej słabe siły. Pan Weller był gentlemanem wielkiej galanterji (dość szczególnej) i gdy tylko zauważył, na co się zanosi, wstał z kamienia i podszedł do pokojówki.
„Moja droga!“ powiedział kłaniając się z wielkim szacunkiem. „Gotowaś stracić zupełnie linję, gdy będziesz sama trzepać te dywany! Pozwól, że ci pomogę!“
Młoda dama, udająca skromnie, że nie zauważyła obecności mężczyzny, odwróciła się na dźwięk głosu Sama, niewątpliwie też odmówiłaby przyjęcia pomocy od obcego (tak twierdziła później), ale spojrzawszy za siebie, krzyknęła. Sam był również zdumiony, gdyż w rysach pięknej pokojówki poznał ni mniej ni więcej, tylko rysy swojej „Walentynki“, pokojówki pana Nupkinsa!
„Ależ to kochana Mary!“
„Jakże można tak straszyć ludzi, panie Weller!“ zawołała Mary.
Sam nie dał słownej odpowiedzi na te słowa i wogóle nie możemy dokładnie określić, w jaki sposób odpowiedział.