mógłby być ojcem was obojga, nigdy obmowa nie spadnie na jej głowę!“
Gdy to mówił, oczy pana Pickwicka błyszczały uczciwą dumą, że jest aż tak przewidujący. Pan Winkle był niezmiernie wzruszony delikatnością starego pana dla jego protegée i ujął rękę swego przyjaciela z uczuciem powagi, graniczącej ze czcią.
„Pojedzie pan!“ zawołał pan Winkle.
„Pojadę!“ odrzekł pan Pickwick. „Sam, przygotuj mój popielaty płaszcz i szal, i zamów pojazd na jutro wieczorem — nieco wcześniej niż potrzeba, abyśmy się przypadkiem nie spóźnili!“
Sam dotknął kapelusza na znak, że poważnie bierze te zarządzenia i pośpieszył poczynić odpowiednie przygotowania.
Kocz zajechał punktualnie o oznaczonej porze. Pan Weller, posadziwszy pana Pickwicka i pana Winkle wewnątrz, zajął miejsce obok stangreta. Zatrzymali się o pół mili od miejsca naznaczonego na rendez vous i, kazawszy woźnicy czekać, poszli piechotą.
Gdy doszli do tego punktu wyprawy, pan Pickwick, wśród wielu uśmieszków i innych oznak wielkiego zadowolenia, wyjął z jednej z kieszeni płaszcza ślepą latarkę w którą się zaopatrzył specjalnie na tę chwilę, i której zalety mechaniczne z przejęciem tłumaczył panu Winkle, ku niemałemu zdziwieniu nielicznych przechodniów, których spotykali.
„Szkoda, że jej nie miałem podczas poprzedniej mojej nocnej ekspedycji do ogrodu, co?“ spytał wesoło pan Pickwick, zwracając się do Sama, który kroczył za nimi.
„Dobra sztuczka, gdy się umie z nią obchodzić!“ powiedział Sam. „Ale kiedy się nie chce być widzianym, to chyba lepiej, gdy się zgasi świecę!“
Uwaga Sama zaskoczyła pana Pickwicka, gdyż schował latarkę do kieszeni i szli dalej w milczeniu.
„Tędy!“ powiedział Sam. „Pan pozwoli, że pójdę pierwszy! Oto łączka!“
Poszli przez łąkę. Było już dość ciemno. Pan Pickwick raz czy dwa wyciągnął latarkę, i rzucił przed siebie małą smugę światła, mającą stopę średnicy. Przyjemnie było na to patrzeć, ale otaczające przedmioty wydawały się w tem świetle jeszcze ciemniejsze.
Nareszcie doszli do wielkiego kamienia. Tu Sam poradził swemu panu i panu Winkle żeby usiedli na chwilę, on zaś poszedł na zwiady, czy Mary jeszcze czuwa.
Po pięciu minutach Sam wrócił, mówiąc, że furtka jest otwarta i wszystko w porządku. Idąc z nim ostrożnie, pan Pickwick i Winkle wkrótce znaleźli się w ogródku. Tu każdy
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/132
Ta strona została przepisana.