Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Otóż, na krótko przedtem, jak uczony zszedł do ogrodu, pan Pickwick jak mógł najszybciej przebiegł łąkę, wszczynając fałszywy alarm, że ktoś nadchodzi, przyczem nie omieszkał przypadkiem odsłonić latarki. Natychmiast po alarmie pan Winkle przelazł przez płot, a panna Arabella wbiegła do domu. Furtkę zamknięto i trzej awanturnicy pobiegli przez łąkę, gdy nagle zatrzymał ich widok uczonego, który właśnie otwierał swoją furtkę.
„Zatrzymajmy się na jedną chwilkę!“ szepnął Sam, który, oczywiście, biegł na przodzie. „Pan będzie łaskaw poświecić na chwilę!“
Pan Pickwick uczynił, jak mu kazano, a Sam, widząc głowę mężczyznę, ostrożnie wynurzającą się w odległości kilku kroków, gruchnął w nią pięścią, tak, że z głuchym dźwiękiem uderzyła o furtkę. Uczyniwszy to, z wielką zręcznością i pośpiechem, pan Weller zarzucił sobie pana Pickwicka na plecy, i, mając za sobą pana Winkle, puścił się przez łąkę ze zdumiewającą szybkością, jeżeli się weźmie pod uwagę ciężar, jaki musiał nieść.
„Złapał pan już oddech?!“ spytał Sam, gdy dobiegli do końca łąki.
„Tak, tak! Zupełnie!“ odpowiedział pan Pickwick.
„Więc zmiatajmy!“ powiedział Sam, zsadzając swego chlebodawcę. „Weźmiemy pana między siebie! Mamy niecałą milkę! Zdaje mi się, że wygrał pan los, proszę pana! Sypmy!“
Tak zachęcany pan Pickwick uczynił jaki mógł najlepszy użytek ze swoich nog. Powiem wam w zaufaniu, że nigdy nie widziano, by po tej łące biegły czarne kamasze w stylu równie dobrym jak to czyniły kamasze pana Pickwicka w tej właśnie okazji!
Kocz czekał, konie były wypoczęte, droga doskonała, woźnica chętny. Całe towarzystwo przybyło szczęśliwie do Bush, zanim pan Pickwick ostatecznie złapał oddech.
„Zaraz do domu, proszę pana!“ powiedział Sam, gdy kocz stanął przed drzwiami mieszkania. „Ani chwili na ulicy po takim marszu! Przepraszam pana“, dodał, zdejmując kapelusz i zwracając się do pana Winkle: „Mam nadzieję, że nie było żadnych innych dawniejszych skłonności?“
Pan Winkle pochwycił dłoń swego skromnego przyjaciela i szepnął mu na ucho: „Wszystko dobrze. Sam! Wszystko dobrze!“ Na to Sam, na znak, że zrozumiał, trzy razy uderzył się po nosie, uśmiechnął się, skrzywił i wszedł do domu z miną, wyrażającą zupełne zadowolenie.
Co do uczonego, ten wytłumaczył w sposób bardzo naukowy, że owo dziwne światło było efektem elektrycz-