Ludzie, którzy zajęli uwagę pana Pickwicka, byli to przeważnie nędznie odziani mężczyźni, którzy dotykali kapeluszy, na widok każdego adwokata, i zdawali się mieć tutaj interesy, ale jakie, tego pan Pickwick nie mógł odgadnąć. Ciekawi byli to ludzie! Jeden szczupły, trochę kulawy, w czarnem ubraniu i białej chustce na szyi. Drugi — wysoki, barczysty, ubrany podobnie, z szyją owiązaną szeroką, czerwoną chustką. Trzeci — drobny pijaczyna z twarzą w pryszczach. Wałęsali się z rękoma założonemi wtył, a od czasu do czasu któryś z nich szeptał coś na ucho gentlemanowi biegnącemu z papierami. Pan Pickwick przypomniał sobie, że, przechodząc tędy, nieraz ich już widział. Paliła go ciekawość, do jakiej profesji mogą należeć ci próżniacy.
Właśnie miał zwrócić się z tem pytaniem do pana Namby, który stał za nim wymachując palcem z olbrzymim pierścieniem, kiedy nadbiegł Perker, mówiąc, że niema czasu do stracenia. Zaledwie pan Pickwick zrobił kilka kroków, podszedł do niego kulejący jegomość i uprzejmie dotknąwszy kapelusza, podał mu bilet, który pan Pickwick, nie chcąc go obrazić, grzecznie wziął i schował do kieszeni w kamizelce.
„No“, powiedział pan Perker, oglądając się, czy jego towarzysze idą za nim. „Tędy, moi panowie! Czego pan tu chce?!“
To ostatnie pytanie zwrócone było do kulawego, który, nie zauważony przez pana Pickwicka, przyłączył się do towarzystwa. W odpowiedzi kulawy znów dotknął kapelusza i wskazał na filozofa.
„Nie, nie“, z uśmiechem powiedział pan Perker. „Nie potrzebujemy, nie potrzebujemy pana!“
„Przepraszam“, odrzekł kulawy, „gentleman wziął mój bilet. Mam nadzieję, że pan zechce skorzystać z moich usług! Ten pan kiwnął na mnie. Ten pan tylko ma głos! Pan kiwnął na mnie, prawda?“
„Ph, ph! Nonsens!“ zawołał Perker. „Pan nie potrzebuje niczyich usług, prawda, panie Pickwick? Omyłka! Omyłka!“
„Ten gentleman podał mi bilet“, powiedział pan Pickwick wyciągając bilet z kamizelki, „więc go schowałem, bo mi się zdawało, że o to mu chodzi! Byłem nawet ciekaw, co to takiego i chciałem przeczytać, w wolnej chwili! ja...“
Mały adwokat wybuchnął głośnym śmiechem i, zwróciwszy bilet kulawemu, powiedział, że to nieporozumienie, panu Pickwickowi zaś szepnął, kiedy kulas odszedł, że to poręczyciel.
„Co takiego?!“ zawołał pan Pickwick.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/143
Ta strona została przepisana.