informowano na drugim końcu sali, przyczem wywoływano nazwiska adwokata strony przeciwnej — na dowód, że nazwisko jego było podane do wiadomości pozywającego.
Naprzykład. Tuż koło pana Pickwicka stał oparty o ścianę praktykant adwokacki, chłopak czternastoletni, z wysokim tenorkiem, obok niego starszy dependent z basem.
Wbiegł urzędnik z pliką papierów i stanął przed nim.
„Snigle i Blink!“ zawołał tenorek.
„Porkin i Snob!“ ryczał bas.
„Stumpy i Deacon!“ wołał nowoprzybyły.
Nikt nie odpowiedział. Gdy wszedł następny urzędnik wszyscy trzej rzucili się ku niemu. On zaś wywołał nową firmę. Wtedy ktoś inny znów wywołał inne nazwisko, i tak w kółko.
Przez cały ten czas jegomość w okularach pracował w pocie czoła zaprzysięgając dependentów. Udzielał niezmiennie tych samych informacyj, bez intonacji i pauz, zawsze w tych samych słowach: „Weź pan księgę w prawą rękę pańskie nazwisko i pański podpis przysięga pan że pańska deklaracja jest prawdziwa tak mi dopomóż Bóg szylinga nie mam reszty proszę zmienić!“
„No, Samie!“ powiedział pan Pickwick. „Mam nadzieję że przygotowali Habeas Corpus!“
„Tak“, powiedział Sam. „Chciałbym, żeby już raz przynieśli tę sztukę. Nudno tu czekać! Przez ten czas przynajmniej z pół tuzina dostało już habeasy!“
Jak sobie Sam wyobrażał, że wyglądać powinien Habeas Corpus — nie wiemy. W tej chwili wszedł pan Perker i zabrał pana Pickwicka.
Po załatwieniu odpowiednich formalności, osoba pana Pickwicka powierzona została opiece woźnego, a to w celu odesłania jej do więzienia Floty, i zatrzymania w niem do chwili, w której odszkodowanie za stracone korzyści i koszta wynikłe z procesu „Bardell contra Pickwick“ nie zostaną całkowicie opłacone.
„Nieprędko doczekacie się tego“, powiedział pan Pickwick, uśmiechając się. „Samie, sprowadź inny powóz. Perker, żegnam cię, kochany przyjacielu“.
„Pójdę z panem, gdyż trzeba pana należycie ulokować“.
„Przyznam się, że wolałbym zostać tylko z Samem. Gdy się urządzę, zawiadomię pana o tem i będę czekał na niego. Aż do tego czasu rozstańmy się“.
To rzekłszy, pan Pickwick wsiadł do powozu wraz z woźnym, Sam umieścił się na koźle i odjechali.
„Szczególny człowiek!“ rzekł pan Perker do swego dependenta, wkładając rękawiczki.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/145
Ta strona została przepisana.