więźniowie przechowują swoje zapasy węgla. Brzydkie to miejsce; ale założyłbym się, że wygodne“.
„Spodziewam się, że wygodne, kiedy ludzie tam żyją i nawet nieźle żyją; niech mi pan wierzy“.
„Mój przyjacielu“, odrzekł pan Pickwick, „nie chcesz chyba powiedzieć przez to, iż ludzkie istoty rzeczywiście mieszkają w tych nędznych lochach?
„Nie chcę powiedzieć!“ zawołał ze zdumieniem pan Roker, „a dlaczegożbym nie chciał powiedzieć?“
„Więc żyją tam ludzie?“ zawołał pan Pickwick.
„A tak, żyją! A nawet bardzo często umierają. I czemużby nie? Cóżby mógł kto mieć przeciw temu? Czy żyją?! Alboż to złe miejsce?“
Ponieważ pan Roker, mówiąc to, zwrócił się ku panu Pickwickowi w sposób bardzo gniewny i niemal z oburzeniem wymruczał kilka wysoce nieprzyjaznych zdań o jego oczach, członkach i krwi, filozof nasz nie uznał więc za właściwe przedłużać rozmowy. Po chwili pan Roker zaczął wstępować na inne schody, tak samo brudne jak poprzednie, za nim szedł pan Pickwick z Samem.
Doszedłszy do nowej galerji, takich samych rozmiarów jak poprzednia, pan Roker zatrzymał się, by odetchnąć i powiedział:
„To kawiarnia; wyżej jest trzecie piętro, a nad niem strych. Pokój, w którym pan przepędzi dziś noc, nazywa się salą dozorców. Tędy idzie się tam“.
Powiedziawszy to wszystko jednym tchem, pan Roker wraz z swoimi towarzyszami począł iść nowemi schodami.
Schody te były oświetlone przez kilka nisko osadzonych okien, które wychodziły na plac wysypany żwirem, otoczony wysokim murem i zaopatrzony w kozły hiszpańskie. Był to, jak objaśnił pan Roker, „plac balowy“, a według informacyj tego gentlemana, w innej części więzienia, przytykającej do Farringolon street znajdowało się podobne, lecz mniejsze podwórze, zwane „placem malowanym“, gdyż na jego murach można było dawniej widzieć podobizny okrętów pod pełnym żaglem i tym podobne dzieła sztuki, któremi uwiecznili się zamknięci tu malarze.
Gdy pan Roker zakomunikował o tem, raczej dlatego tylko, by ulżyć sobie opowiadaniem o tym ważnym szczególe, aniżeli by objaśnić pana Pickwicka, przeszedł w inną galerję i skręcił w bocznicę u samego jej końca; tu otworzył drzwi i ukazał pokój o bynajmniej niepociągającym wyglądzie, gdzie stało osiem lub dziewięć łóżek.
„To, panie“, rzekł pan Roker, stając we drzwiach i spoglądając na pana Pickwicka z triumfującą miną, „to, panie, jest pokój!“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/149
Ta strona została przepisana.