„O, nie! Broń Boże, tego nie mówię! Wyraźnie powiedziałem, iż jest to bardzo miły gentleman... ale sądzę, że nie wadziłoby pójść za nim i dopilnować, aby po drodze nie nadpił wina albo nie zgubił reszty. Chodźno tu pan! Wyleźże pan i zobacz, co robi gentleman, który dopiero co wyszedł“.
To wezwanie wystosowane było do jakiegoś małego, nieśmiałego człowieczka, którego cały wygląd zdradzał wielkie ubóstwa, a który dotąd leżał skurczony na łóżku, oszołomiony swem nowem położeniem.
„Wie pan, gdzie jest kawiarnia? Zejdź pan tam, i... albo nie!... Wie pan, jak go złapiemy!“ zawołał chytrze pan Smangle.
„Jak?“ zapytał pan Pickwick.
„Powiedz pan, niech za resztę kupi cygar. Doskonały pomysł! Biegnij pan! Cygara nie przepadną“, mówił dalej pan Smangle, „w razie potrzeby ja je wypalę“.
Manewr ten był tak pomysłowy i przeprowadzony z takim spokojem i obojętnością, że pan Pickwick nie sprzeciwiłby się temu nawet, gdyby miał możność. Wkrótce pan Mivins powrócił niosąc sherry, którem pan Smangle obdzielił towarzystwo w małych kubeczkach; zauważył przytem, robiąc aluzję do siebie, że gentleman nie powinien się znaleźć w podobnych okolicznościach i, co do niego, wcale nie jest dumny z tego, że musi pić z kubka. Na dowód czego wychylił prawie połowę zawartości flaszki.
Najpiękniejsza harmonja zapanowała w sali dozorców. Pan Smangle zabawiał towarzystwo, opowiadając rozmaite romantyczne przygody, w które był zamieszany; ciekawe te opowieści dotyczyły głównie pewnej cudnej Żydówki i pewnego konia czystej krwi. Obie te istoty były niezwykłej urody i zaliczyć je można do najpiękniejszych tego świata.
Na długo przed ukończeniem tego opowiadania pan Mivins już chrapał na swojem łóżku, rzucając trwożliwego gentlemana i pana Pickwicka na pastwę doświadczeń pana Smangle.
Opowiadanie pana Smangle nie zbudowało jednak należycie dwóch wyżej wymienionych gentlemanów. Pan Pickwick drzemał już dłuższą chwilę, kiedy mu się nagle wydało, że pijany gentleman zaczął znowu śpiewać, ale Smangle, wylewając mu kufel wody na głowę, dał mu delikatnie do zrozumienia, że towarzystwo nie jest muzykalnie nastrojone. Pan Pickwick zasnął wreszcie, zdając sobie niejasno sprawę, że pan Smangle opowiada jakąś długą historję, której pointa polegała na tem, że kiedyś udało mu się (fakt to skonstatowany i zapisany), „objechać“ pewną skargę i pewnego gentlemana.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/158
Ta strona została przepisana.