Snodgrass i pan Winkle chwycili się konwulsyjnie za ręce, przerażonym wzrokiem spoglądając na miejsce, gdzie znikł ich mistrz; a tymczasem pan Tupman, powodowany chęcią udzielenia skutecznej pomocy swemu przyjacielowi, popędził polem jak szalony, krzycząc na cały głos: „Pali się!“
Pan Wardle i Snodgrass podeszli ostrożnie do otworu. Pan Bob Sawyer i Ben Allen naradzali się, czy nie należałoby puścić krew całemu towarzystwu, gdy barki i głowa wynurzyły się z pod wody i ukazały obecnym rysy i okulary pana Pickwicka.
„Tylko chwilkę trzymaj się pan nad wodą! Tylko chwilkę!“ krzyczał pan Snodgrass.
„Tak! Tak!“ dodał pan Winkle, głęboko wzruszony. „Zaklinam pana, trzymaj się nad wodą! Zrób to dla mnie!“
Zaklęcie to było zbytecznem, gdyż, według wszelkiego prawdopodobieństwa, pan Pickwick zrobiłby to i dla samego siebie.
„Czy czujesz pod sobą dno?“ zapytał pan Wardle.
„Czuję“, odrzekł filozof, głęboko oddychając; „upadłem na wznak i nie mogłem od razu stanąć na nogi“.
O prawdzie tego twierdzenia przekonywał gliniany kirys, okrywający widzialną część grzbietu pana Pickwicka. A gdy wkrótce pyzaty chłopiec przypomniał sobie, iż staw w żadnem miejscu nie ma więcej nad cztery stopy głębokości, dokonano cudów odwagi, by wydobyć zabłoconego filozofa. Wśród obryzgiwania się błotem i trzasku lodu dokonano wreszcie tego, że wydobyto pana Pickwicka z tej niewygodnej pozycji, aż wreszcie stanął znów na stałym lądzie.
„Ach Boże! On umrze z przeziębienia!“ zawołała panna Emilja.
„Obwiń się pan moim szalem, kochany panie!“ dodała panna Arabella.
„To będzie najlepiej!“ zauważył pan Wardle; „potem biegnij do domu co masz sił i natychmiast pakuj się do łóżka“.
Tuzin szalów podano bezzwłocznie panu Pickwickowi, który obwinąwszy się w trzy czy cztery najcieplejsze, popędził w towarzystwie Sama co tchu do domu, przedstawiając po drodze szczególny okaz człowieka w wieku dojrzałym, zabłoconego, z odkrytą głową, w szalu kobiecym na ramionach, robiącego bez żadnego widocznego powodu sześć mil na godzinę. Ale w wypadku tak ważnym pan Pickwick nie dbał o pozory. Wkrótce dopadł do bramy Manor-Farm, gdzie już pan Tupman, który przybył tu przed pięcioma minutami i starą damę przyprawił o bicie serca, gdyż poczciwa ta staruszka wskutek swej głuchoty zrozumiała, iż pali się w kominie — nieszczęście, które malowała sobie w najja-
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/16
Ta strona została przepisana.