Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Gentleman, do którego zwrócone były te słowa, widocznie milczący i ponury z natury, odpowiedział tylko mruknięciem. Pan Roker oderwał się od poetyckiego toku myślenia, i powracając do prozy życia, ujął pióro.
„Zna pan trzeciego?“ zapytał pan Pickwick, niebardzo zadowolony z przyszłych towarzyszy.
„Co to za Simpson, Neddy?“ zapytał pan Roker towarzysza.
„Jaki Simpson?“
„No, ten z pod dwudziestego siódmego, na trzeciem piętrze, z którym ten gentleman ma razem mieszkać!“
„Ach, ten!“ zawołał Neddy. „Nic szczególnego! Przedtem był wspólnikiem kuglarza, potem zwyczajnym oszustem!“
„Tak i ja myślałem!“ powiedział pan Roker, wręczając panu Pickwickowi mały skrawek papieru. „Oto bilet dla pana!“
Zakłopotany filozof wyszedł, rozmyślając nad tem, co ma teraz począć. Wkońcu postanowił przynajmniej zobaczyć ludzi, z którymi chciano go umieścić, udał się więc na trzecie piętro.
Błądząc długo po galerji i pracując nad odczytywaniem w ciemności numerów na drzwiach, spotkał nareszcie chłopca z szynkowni i zapytał gdzie jest 27-my numer.
„Piąte drzwi dalej“, odrzekł chłopak; „na drzwiach jest wymalowany gentleman na szubienicy z fajką w ustach“.
Kierując się tem wskazaniem, pan Pickwick poszedł dalej, odnalazł portret wzmiankowanego gentlemana, w którego twarz zapukał najpierw lekko a potem mocniej. Ale gdy kilkakrotnie powtarzał tę operację napróżno, zdecydował się wkońcu zajrzeć do wnętrza.
W pokoju znajdował się tylko jeden jego mieszkaniec, wychylony za okno, ile tylko pozwalały prawa równowagi, i zabawiający się tem, że próbował plunąć na kapelusz jednemu ze swych przyjaciół, znajdujących się na dole w dziedzińcu. Pan Pickwick, nie mogąc oznajmić o swem przybyciu ani kaszlem, ani kichaniem, ani stukaniem, ani żadnym innym podobnym sposobem, wkońcu zbliżył się do okna i pociągnął lekko za połę wychylone indywiduum. Indywiduum to z wielką szybkością cofnęło głowę i plecy, obejrzało pana Pickwicka od stóp aż do głów i zgryźliwym tonem zapytało, czego, u djabła, sobie życzy?
„Jeśli się nie mylę, to tu jest Nr. 27-my“, rzekł filozof, spoglądając na swą kartę.
„No, i cóż z tego?“
„Przychodzę tu, ponieważ dano mi ten bilet“.
„Pokaż pan“.