Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/171

Ta strona została przepisana.

„No, panie?“
„Dość wygodnie, co?“
„Nieźle“, odrzekł Sam pogardliwie, rzucając wzrokiem dokoła.
„Czyś widział pana Tupmana i innych naszych przyjaciół?“
„Widziałem, panie; przyjdą tu jutro. Dziwię się tylko, że dziś tu nie przybyli“, zauważył.
„Przyniosłeś mi rzeczy, których żądałem?“
Zamiast odpowiedzi Sam wskazał palcem na rozmaite paczki, ułożone porządnie w jednym kącie pokoju.
„Bardzo dobrze“, rzekł pan Pickwick, a po chwili wahania dodał: „słuchajno Samie, coś ci powiem...“
„Słucham pana“.
„Samie“, zaczął pan Pickwick bardzo uroczyście. „Czułem od samego początku, że miejsce to nie jest odpowiednie dla młodego człowieka“.
„I dla starego również“, odparł pan Weller.
„Masz zupełną słuszność. Ale starzy mogą wpaść tu czasami wskutek własnej nieroztropności i łatwowierności, a młodzi przez egoizm tych, którym służą. Dla takich młodych ludzi pod każdym względem lepiej będzie, gdy tu nie zostaną. Czy rozumiesz mię, Samie?“
„Nic nie rozumiem“, odrzekł służący, z głupia frant.
„Ale zastanów się tylko“.
„Dobrze, panie“, odrzekł Sam po krótkiem milczeniu, „zdaje mi się, iż wiem, do czego pan zdąża; a jeżeli wiem, do czego, to, mojem zdaniem, tego już zanadto, jak mówił stangret do śnieżnej zawiei, która nie pozwalała mu jechać“.
„Uważam, że mię pojmujesz, Samie. Jak powiedziałem, nie chcę, byś przez całe lata wałęsał się po tem miejscu; pozatem jest to niedorzecznością, by człowiek uwięziony za długi trzymał służącego. Trzeba, byś mię na jakiś czas opuścił...“
„O! Na jakiś czas!“ powtórzył Sam z lekkim sarkazmem.
„Tak, dopóki tu pozostaję. Będę ci płacił pensję, a którykolwiek z moich trzech przyjaciół chętnie weźmie cię do siebie, choćby przez szacunek dla mnie. Jeżeli kiedy opuszczę to miejsce, Samie“, mówił dalej pan Pickwick z udaną wesołością, „daję ci słowo, iż natychmiast powrócisz do ranie“.
„A teraz ja panu powiem“, odrzekł Sam głosem poważnym i uroczystym. „Nic z tego nie będzie — więc niema co o tem mówić“.
„Samie, ja mówię ci serjo; postanowiłem...“