się, by iść po czterech w szeregu. Postanowiono narazie, iż gentleman z centkowaną twarzą pozostanie wtyle celem poboksowania się z pewnym komisjonerem i że przyjaciele zabiorą go wracając. Tylko ten jeden drobny wypadek zdarzył się po drodze. Stanąwszy u drzwi więziennych, orszak, na wezwanie wierzyciela, krzyknął trzy razy hurra! poczem wszyscy, uścisnąwszy rękę Sama, odeszli.
Gdy został formalnie powierzony dozorcom więzienia Floty, ku ogromnemu zdumieniu pana Rokera a nawet ku wzruszeniu flegmatycznego Neddy, Sam poszedł prosto do pokoju swego pana i zapukał.
„Proszę wejść!“ odrzekł pan Pickwick.
Sam wszedł, zdjął kapelusz i uśmiechnął się.
„A! Sam! Poczciwy chłopak!“ rzekł pan Pickwick, widocznie zadowolony z jego przybycia; „nie miałem zamiaru urazić cię tem, co powiedziałem wczoraj. Połóż swój kapelusz, Samie; muszę ci to wyjaśnić dokładniej“.
„Czy nie możnaby odłożyć tego na później, proszę Pana?“
„I owszem. Ale dlaczegożby nie zaraz?“
„Wolałbym później“.
„Ale dlaczego?“ zapytał pan Pickwick.
„Bo...“ zaczął Sam z wahaniem.
„Bo co?“ zapytał pan Pickwick, trochę przerażony. „Mów wyraźnie, Samie“.
„Bo... bo mam tu mały interes, który chciałbym załatwić...“
„Interes?“ zawołał filozof.
„Nic tak ważnego, proszę pana“.
„A! Jeśli tak, to możesz mnie naprzód wysłuchać“.
„Wolałbym pierwej załatwić ten interes“, odrzekł Sam, wahając się.
Pan Pickwick nie powiedział nic, ale dziwił się coraz bardziej.
„Chodzi o to...“ rzekł Sam, i znów zatrzymał się.
„No, mówże!“
„No, chodzi o to“, powtórzył Sam z wysiłkiem, „że przedewszystkiem muszę tu znaleść sobie łóżko“.
„Łóżko?“ zawołał pan Pickwick zdumiony.
„Tak, łóżko dla siebie; jestem uwięziony; dziś popołudniu aresztowano mię za długi“.
„Ty za długi!“ zawołał pan Pickwick, padając na krzesło.
„Tak, panie, za długi; i człowiek, który mię wsadził, nie wypuści mnie stąd, dopóki pan tu będzie“.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/183
Ta strona została przepisana.