Pan Snubbin należał do tych ludzi bladych, wychudłych, zasuszonych, których twarz podobna jest nieco do narożnej latarni. Mógł mieć lat około czterdziestu pięciu — albo, jak to mówią w powieściach — pod pięćdziesiątkę. Oczy miał okrągłe, wypukłe, przyćmione. Takie oczy widuje się przeważnie w głowach ludzi, oddających się długie lata mozolnym studiom. Z oczu tych można było wnioskować, że właściciel ich miał wzrok krótki, choćby się nawet nie zauważyło lornetki wiszącej mu na szyi na szerokiej, czarnej wstążce. Włosy miał rzadkie i brzydkie, co pochodziło poczęści stąd, że nigdy nie poświęcał wiele czasu na ich uporządkowanie, a poczęści, że nosił prawniczą perukę, która i teraz spoczywała obok na krześle. Ślady pudru na kołnierzu i batystowej brudnej chustce koło szyi świadczyły, iż od chwili opuszczenia sądu nie miał czasu zrobić żadnej zmiany w swojej tualecie; zaś stan reszty jego garderoby dowodził wyraźnie, że zmiany nie byłyby wielkie, gdyby nawet miał czas je dokonać. Księgi prawnicze, stosy papierów, rozpieczętowane listy rozrzucone były po stole bez żadnego ładu. Meble w pokoju były stare i zniszczone. Drzwiczki szafy na książki kiwały się na zawiasach. Za najmniejszym ruchem wznosiły się tumany kurzu. Szyby były żółte z brudu i starości. Wszystko w tym pokoju wskazywało nieomylnie, że pan Snubbin zbyt był zaabsorbowany obowiązkami, by dbać o osobisty komfort.
Mecenas zajęty był pisaniem, gdy weszli jego klijenci. Przywitał z roztargnieniem pana Pickwicka, kiedy mu go adwokat przedstawił, gestem wskazał krzesła, pióro umieścił w kałamarzu, objął swoją lewą nogę i czekał, aż do niego przemówią.
„Panie mecenasie“, zaczął pan Perker. „Pan Pickwick jest stroną oskarżoną w sprawie Bardell contra Pickwick“.
„Czy jestem wezwany do tej sprawy?“
„Tak jest, panie!“
Mecenas skinął głową i znowu czekał.
„Pan Pickwick bardzo pragnął widzieć się z panem pierwej, nim sprawa jego będzie podjęta, by oświadczyć, iż niema żadnych podstaw przeciw niemu w całym tym procesie. Pan Pickwick nigdy nie stanąłby przed sądem, gdyby nie miał przekonania, że sumienie jego jest spokojne a ręce jego są czyste. Czy dobrze wyłożyłem pańskie zapatrywanie, kochany panie?“ mówił pan Perker, zwracając się do filozofa.
„Doskonale!“
Mecenas wziął lornetkę, podniósł ją do oczu i przez chwilę przyglądał się ciekawie naszemu bohaterowi. Następnie zwrócił się do pana Perkera i spytał z lekkim uśmiechem:
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/28
Ta strona została skorygowana.