„Dlaczegożby nie nazwać jej odrazu gryfem albo jednorożcem? Przecież to także, jak wiadomo, są zwierzęta bajeczne!“
„Jedno warte tyle, co i drugie“.
„Wal dalej, Sammy!“
Posłuszny Sam czytał dalej, podczas gdy ojciec jego dalej palił fajkę i przysłuchiwał się z wyrazem mądrości, pomieszanej z zadowoleniem.
„Nim ciebie ujrzałem, sądziłem, iż wszystkie kobiety są jednakie...“
„Są jednakie“, zauważył Weller nawiasowo.
„Ale ujrzawszy ciebie, przekonałem się, iż byłem głupi jak korniszon, ponieważ niema na świecie osoby, któraby tak mi się spodobała...“
„Myślę, że należało to wyrazić jakoś dobitniej“, rzekł Sam, podnosząc głowę.
Weller skinął w milczeniu; syn czytał dalej:
„A zatem korzystam z przywileju, moja kochana Mary, jak mówił pewien gentleman w kłopotach, tylko w nocy wychodzący z domu, by ci powiedzieć, że chociaż widziałem cię wszystkiego jeden raz, obraz twój jest wyryty w mojem sercu wyraźniej i lepszemi kolorami, aniżeli gdyby zrobiono go maszyną, fabrykującą portrety z ramkami i haczykiem do wieszania w dwie minuty“.
„Boję się, czy to nie trąci już poezją“, zauważył Weller z powątpiewaniem.
„Nie, nie“, odrzekł Sam, zaczynając znów czytać, by uniknąć wszelkiej dyskusji.
„Przyjmij mię, droga Mary, za twego Walentyna i pomyśl o tem, co ci piszę. Moja droga Mary, teraz kończę“. Ot i wszystko“.
„Zdaje mi się, iż zakończenie jest za nagłe, Sammy“.
„O, nie! Możeby chciała, by było dłuższe, ale na tem właśnie polega cały sekret pisania listów“.
„No, jest w tem coś. Chciałbym, by twoja macocha miała te same zasady. A czy nie podpiszesz?“
„W tem sęk. Nie wiem, jak podpisać“.
„Podpisz Weller“, rzekł właściciel tego nazwiska.
„Nie można. Walentyn nigdy nie podpisuje się własnem nazwiskiem“.
„No, to podpisz Pickwick; to piękne nazwisko i łatwe do wymówienia“.
„Doskonale! A gdybym zakończył wierszami, co?“
„Nie lubię wierszy, mój chłopcze; w całem mojem życiu nie znałem żadnego porządnego stangreta, któryby robił poezje, z wyjątkiem jednego, który napisał bardzo rozczulające wiersze w dniu, w którym go powieszono za rozbój
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/50
Ta strona została przepisana.