Miesięczne posiedzenie filji „Brick-Lane“, oddziału wstrzemięźliwości „Ebenezer“, odbywały się w miłej i obszernej sali, do której można się było dostać zapomocą pewnej i wygodnej drabiny. Prezydentem był właśnie pan Antoni Humm, nawrócony pompier, obecnie nauczyciel, a przygodnie wędrowny kaznodzieja. Sekretarzem był niejaki pan Jonas Mudge, pomocnik blacharski, naczynie entuzjazmu i bezinteresowności, sprzedający pozatem herbatę członkom stowarzyszenia. Przed rozpoczęciem posiedzenia, damy, siedząc na taboretach, popijały herbatę jak mogły najdłużej; wielka drewniana skarbonka stała na zielonem suknie na biurku, przy którem siedział sekretarz, wdzięcznie uśmiechający się przy każdym nowym przyroście do ukrytej wewnątrz skarbonki zbioru miedziaków.
Tego wieczora damy zaczęły od wypicia niemal przerażającej ilości herbaty, ku wielkiemu oburzeniu pana Wellera, który, nie zwracając uwagi na znaki Sama, wodził dokoła oczami pełnemi zdziwienia i pogardy.
„Sammy“, szepnął do syna, „jeżeli niektórym z tych bab nie trzeba będzie jutro robić operacji, jako dotkniętym puchliną wodną, to ja nie jestem twoim ojcem i basta! Widzisz tę starą babę naprzeciw mnie? Ona utopi się w herbacie“.
„Czy nic możesz być cicho?“ szepnął Sam.
„Sammy“, rzekł znów Weller po chwili, z wyrazem głębokiego wzruszenia, „uważaj, co ci powiem, mój chłopcze; jeżeli ten sekretarz jeszcze przez pięć minut będzie tak żarł grzanki i zapijał je gorącą wodą, to niezawodnie pęknie“.
„Cóż ci to szkodzi, jeżeli mu się tak podoba? To do nas nie należy“, rzekł Sam.
„Jeżeli tak potrwa dłużej“, zaczął znów Weller cichym głosem, „czuję, iż mój obowiązek, jako człowieka i chrześcijanina, każe mi powstać i powiedzieć parę słów prezydentowi. Tam, na trzecim taborecie, siedzi młoda kobieta, która wypiła już piętnaście filiżanek; w oczach rozdyma się“.
Niema żadnej wątpliwości, że Weller obróciłby w czyn swe życzliwe zamiary, gdyby wielki szmer stukających filiżanek nie oznajmił, że herbata skończona. Po wyniesieniu przyborów i ustawieniu stołu z zielonem suknem na środku sali, posiedzenie zagaił bardzo żywy, mały, łysy człowiek w aksamitnych spodniach, który szybko wszedł po stopniach estrady z narażeniem swych cienkich nóżek i przemówił w ten sposób:
„Panie i panowie! Proponuję na przewodniczącego naszego zacnego brata, pana Antoniego Humma“.
Na tę propozycję, damy zamachały całą kolekcją pięknych chustek, a niespokojny mały człowieczek dosłownie
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/53
Ta strona została skorygowana.