„Proszę odpowiedzieć, gdy wywołam nazwiska panów, abym mógł ich zaprzysiąc“, rzekł czarno ubrany jegomość. „Ryszard Upwitch!“
„Jestem“, zawołał kupiec korzenny.
„Tomasz Groffin“.
„Jestem“, odparł aptekarz.
„Weźcie panowie biblię do rąk, moi panowie. Przyrzekamy dokładnie i według sumienia — “
„Bardzo przepraszam wysoki sąd“, odezwał się aptekarz, mężczyzna słuszny, chudy i żółty, „ale mam nadzieję, iż wysoki sąd uwolni mię od zasiadania“.
„A dlaczegóż to?“ zapytał sędzia Stareleigh.
„Nie mam pomocnika, milordzie“, odparł aptekarz.
„To nic nie pomoże. Pan powinieneś mieć pomocnika“.
„Moje środki nie pozwalają na to“.
„Pan powinieneś mieć środki“, zawołał sędzia, czerwieniejąc, gdyż temperament jego nie znosił sprzeciwiania się.
„Wiem, że powinienem mieć i miałbym, gdyby mi dobrze szło milordzie; ale tak nie jest“.
„Niech ten gentleman złoży przysięgę“, rzekł sędzia stanowczo.
„Bardzo dobrze, milordzie“, odpowiedział aptekarz, „ale nie moją będzie winą, gdy nastąpi jakie nieszczęście“.
I przysiągł. Następnie zaś, siadając, najspokojniej powiedział:
„Chciałbym nadmienić, że w sklepie mam tylko chłopca, nawet bardzo dobrego chłopca, ale który zupełnie nie zna się na lekarstwach: nie umie nawet rozróżnić soli glauberskiej, kwasu pruskiego i syropu z ipekakuany od laudanum“. Po tej przemowie aptekarz usiadł w wygodnej pozycji i przybrał zadowoloną minę, jakby był na wszystko przygotowany.
Pan Pickwick spoglądał na aptekarza z największem przerażeniem, gdy na sali zrobiło się pewne poruszenie. Pani Bardell, podtrzymywana przez panią Cluppins, została wprowadzona i usadowiona w stanie bliskim omdlenia, na drugim końcu ławki, zajmowanej przez pana Pickwicka. Pan Dodson podał jej parasol niepospolitej wielkości a pan Fogg parę rękawiczek, poczem obaj ci panowie ułożyli sobie twarze w sposób niesłychanie współczujący i melancholijny. Za niemi weszła pani Sanders, prowadząc młodego Bardella. Na widok swego syna, czuła matka zadrżała, potem ucałowała go namiętnie, potem, wpadłszy w stan osłupienia, zapytała swych przyjaciół, gdzie się znajduje. W odpowiedzi na to, panie Cluppins i Sanders odwróciły się i poczęły płakać, podczas gdy panowie Dodson i Fogg błagali je, by się uspokoiły. Pan Buzfuz potarł sobie czoło chustką i rzucił na przysięgłych wzrok, jakby odwoływał się
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/61
Ta strona została przepisana.